Eter także dla Radia Maryja
Felieton Konrada Ciesiołkiewicza - Rzecznika Prasowego Rządu RP.
Odmawiając Radiu Maryja prawa do istnienia, naruszamy jedną z podstawowych zasad demokracji - zasadę pluralizmu mediów. Czyż to nie zastanawiające, że wyznając wolność, próbujemy ograniczać wolność kogoś innego?
Spór w mediach na temat Radia Maryja, jaki na nowo rozgorzał po wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z 1 maja, ukazuje, jak słaba jest jeszcze jakość debaty publicznej w Polsce.
Jarosław Kaczyński stwierdził oczywisty fakt, że odmowa prawa do istnienia jakiegoś medium jest w gruncie rzeczy żądaniem antydemokratycznym. W teorii nie trzeba nikogo przekonywać, że pluralizm w mediach jest wartością i należy go wspierać wszystkimi siłami. Im większa konkurencja na rynku prasy, radia i telewizji, tym większy profesjonalizm, rzetelniejsze dążenie do obiektywizmu, większy wachlarz dyskutantów, ciekawsze propozycje programowe, krótko mówiąc - zysk dla odbiorcy, a co za tym idzie również dla kultury politycznej i demokracji. Wolność słowa i mediów są przecież prawami powszechnie - wydawałoby się - szanowanymi w ustroju demokratycznym.
”Błogosławiona” wolność słowa
W ostatnich dniach przestrzeń dyskursu publicznego wokół mediów radykalnie się jednak zmniejszyła. Bowiem - proszę wybaczyć - mało wiarygodne wydają mi się oceny mediów dotyczące innych mediów. Nie wierzę, by „Fakt” obiektywnie oceniał „Gazetą Wyborczą”, ani też w obiektywizm „Gazety”, gdy recenzuje ona „Dziennik”. Tak już jest, że na rynku mediów - jak na każdym rynku - panuje konkurencja, a konkurenci nie są od tego, by chwalić rywala, ale od tego, by z nim wygrywać.
Z tego względu zadziwiające jest natężenie głosów krytycznych wobec jednej stacji. W mojej ocenie Radiu Maryja czy Telewizji Trwam zdarzają się błędy - ale czy nie zdarzają się innym redakcjom? Tak więc ostatni spór o Radio Maryja oznacza poważne naruszenie zasady głoszącej, że w demokracji pluralizm nadawców i różnorodność opinii są „błogosławieństwem”, nie zaś problemem. Oto bowiem piewcy liberalnego porządku państwa przeciwstawiają się prawu do wolności wypowiedzi. Czyż to nie zastanawiające, że wyznając wolność, próbujemy ograniczać wolność kogoś innego?
W tym względzie okazuje się, że jestem chyba klasycznym liberałem, bo wierzę, że we współczesnym państwie o pomyślności i sukcesie dziennikarstwa decydują słuchacze, widzowie i czytelnicy. To oni dokonują wyboru każdego dnia. Im większą mają gamę propozycji - tym lepiej.
Chodzi mi o zasadę, której przekroczenie może mieć fatalne skutki w przyszłości. Jakieś medium może się nam podobać lub nie. To kwestia gustu, dobrego smaku, sympatii ideowych lub estetyki. Ale pojawiające się radykalne postulaty, odmawiające prawa do istnienia danego medium, są rzeczywiście przekroczeniem granic demokratycznego państwa. I dziwię się nieco, że czerwona lampka nie zapala się w innych redakcjach, gdy publicznie padają takie sugestie. Stanąłbym w obronie każdej redakcji, w stosunku do której padałyby takie sugestie. Nie mam nic przeciw wzajemnej krytyce. Ona jest potrzebna, ale w debacie wokół Radia Maryja padają słowa ostrzejsze niż krytyka.
Ocena należy do biskupów
Uczciwość intelektualna każe przyznać, że w przestrzeni medialnej stosuje się różne miary do różnych środowisk, także redakcji katolickich. Nie było słychać najmniejszego głosu oburzenia, gdy w latach 90. „Tygodnik Powszechny” stał się polem - na co wskazuje m.in. prezes KAI, Marcin Przeciszewski - do wyrażania stanowiska Unii Demokratycznej, a potem Unii Wolności. I nie była to kwestia niuansów, ale po prostu deklarowanej wprost linii ideowo-programowej tygodnika. Inne media nie reagowały na ten fakt. W mojej ocenie - słusznie. Jednak formułowane dziś oceny pod adresem Radia Maryja dowodzą niekonsekwencji. Przypomniał o tym w okresie wielkanocnym abp Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, którego trudno posądzać o przypadkowość słów w tej kwestii.
Dyskusja dotycząca Radia Maryja jest częścią dyskursu na temat obecności Kościoła w szeroko rozumianej polityce. Wydaje się, że Kościół we właściwy sposób odczytuje dziś swoje zadania w realizacji dobra wspólnego we współpracy z państwem. Ciekawego rozróżnienia dokonał o. Maciej Zięba OP, który miejsce dla Kościoła jako instytucji upatruje w sferze metapolitycznej, a więc tam, gdzie tworzy się normy moralne, wypracowuje konsensus społeczny, gdzie toczy się pierwotny spór o wartości. Ale i w tej sferze trudno jest uciec od elementów otwarcie politycznych, bo granica jest bardzo wąska, a wiary nie można sprowadzać jedynie do sprawy prywatnej. Mediom katolickim nie można zakazać bezpośredniego zainteresowania się polityką. W tej kwestii ich rola podobna jest do roli innych mediów. Nie do mnie jednak należy rozstrzyganie. Z tego względu jestem pewien, że w wymiarze regulacji dotyczących stacji katolickich lepiej zaufać i pozostawić tę kwestię biskupom, niż iść za głosem niektórych przedstawicieli jednej ze stron sporu, z założenia krytycznej wobec Radia Maryja. Biorąc pod uwagę stan emocji wokół tego tematu i decyzje posiedzenia Episkopatu na Jasnej Górze, biskupi stanowią tu prawdziwy głos rozsądku.
Dziennikarstwo zawsze jest zaangażowane
W toczącej się dziś debacie pojawia się zarzut zaangażowania dziennikarzy i redakcji Radia Maryja. Czy to oznacza, że inni dziennikarze i inne redakcje, nawet z tzw. mainstreamu, są niezaangażowani? Oczywiście, że nie. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Publicyści i komentatorzy powinni być zaangażowani, bo taka jest ich rola. Fatalnie byłoby, gdyby czołowi publicyści telewizyjni czy prasowi nie posiadali swoich poglądów politycznych. Zaangażowanie i okazywanie własnych poglądów jest objawem zdrowia systemu medialnego, nie zaś jego choroby. Choć oczywiście jest sprawą dyskusyjną silne zaangażowanie się dziennikarzy po jednej ze stron sporu politycznego.
Mam wrażenie, że żyjemy w narzuconych sobie schematach poprawności politycznej i językowej. Nie nazywamy rzeczy po imieniu. Jednak nie uciekniemy od faktu istnienia dziennikarstwa zaangażowanego, bo ono istnieje i istnieć będzie. Choćbyśmy bardzo chcieli, nie uciekniemy też od istnienia profili ideowych, a co za tym idzie - zaangażowań redakcji. Nie wszystkie, ale niektóre mają konsekwentną linię ideową. Mam na myśli choćby „Gazetę Wyborczą”, która również jest dziennikiem zaangażowanym ideowo i przez lata wspierała jedno ze środowisk aktywnie uczestniczących w życiu politycznym. Ma do tego prawo i wcale nie uważam tego za zjawisko negatywne, bo zaangażowanie nie musi się kłócić z profesjonalizmem zespołu dziennikarskiego.
Być może warto postawić głośno postulat edukacji medialnej zakładającej poznawanie w szkołach i na uczelniach również tego aspektu funkcjonowania systemu medialnego. W Stanach Zjednoczonych, powszechnie uważanych za królestwo wolności słowa, bez zaangażowania politycznego nie powstałyby w ogóle tytuły prasowe. Do dziś, co wynika z tradycji, dzienniki oficjalnie stają po jednej ze stron w wyścigu prezydenckim. Każdy Amerykanin wie, że „The New York Times” to w sensie ideowym gazeta Demokratów, a „The Wall Street Journal” - Republikanów.
Reasumując: w debacie wokół Radia Maryja odnajduję spór o zasady - zasadę pluralizmu w mediach, tolerancji dla różnorodności poglądów w dyskursie publicznym i zaangażowania dziennikarskiego. Spór toczyć się będzie jeszcze długo. Kto wie, czy nie jest naturalnie związany ze współczesną demokracją i - wyznaczającym granice postępowania - państwem prawa. Poszanowanie dla różnorodnych strategii komentowania przestrzeni politycznej i ideowej jest niezbędne dla jej zdrowego funkcjonowania. Zasad broni się dla ogółu, choć na przykładzie szczegółu. Dziś takiego, jutro innego. Podważanie tych zasad może przecież stać się w przyszłości niebezpieczne także dla mediów tworzących dzisiaj tzw. mainstream.
Konrad Ciesiołkiewicz pełni funkcję podsekretarza stanu w kancelarii premiera i rzecznika prasowego rządu
Dołącz do dyskusji: Eter także dla Radia Maryja