Jak się ma etyka wśród polskich dziennikarzy? (raport)
- Polscy dziennikarze mają problemy z tym, aby wykonywać swoją pracę zgodnie z zasadami etyki i rzetelności - tak wynika z rozmów, które przeprowadziliśmy z przedstawicielami naszego rynku mediów.
Artykuł „Rzeczpospolitej” sugerujący obecność środków wybuchowych na pokładzie rządowego Tupolewa, kwestia drastycznych zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej, które wyciekły do internetu czy dyskusja w szeregach Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich po tym, jak prezes tej organizacji poprowadził dwie konferencje Prawa i Sprawiedliwości - to tylko niektóre sytuacje z ostatnich tygodni, które wzbudziły dyskusję na temat etyki dziennikarskiej.
Ryszard Bańkowicz, przewodniczący Rady Etyki Mediów, w wywiadzie opublikowanym na naszych łamach w minioną środę powiedział, że - jego zdaniem - polscy dziennikarze starają się dochowywać zasad etyki, a przypadki celowego naruszania tych zasad są rzadkie. Zaznaczył jednocześnie, że nie uważa, iż działań nieetycznych w polskich mediach w ogóle nie ma. - Zdarzają się, ale też bardzo często autorzy nie są tego świadomi. Generalnie przestrzegałbym przed traktowaniem dziennikarzy jako grupy, która z gotowością podejmuje działania nieetyczne - powiedział nam Ryszard Bańkowicz (więcej na ten temat).
Tymczasem przedstawiciele rynku mediów, z którymi rozmawialiśmy, mają często negatywne zdanie na temat etyki dziennikarskiej. Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny „Super Expressu” twierdzi, że „etyka wśród polskich dziennikarzy agonalnie rzęzi”.
- Z powodu serwilizmu, czyli skundlenia. Otóż dziennikarze generalnie podzielili się na dwa zalatujące obozy. Pierwszy obóz zalatuje aktualnie pieniędzmi, to obóz jawnie, bezwstydnie prorządowy. Jego przedstawiciele sowicie wynagradzani przez rządzących razem z żonami i kolegami służą władzy potępiając opozycję w czambuł. Mają się dobrze i bardzo boją się zmiany władzy, bo wtedy stracą pracę, reklamy od państwowych spółek, a żony znów szukać będą zatrudnienia - mówi Jastrzębowski.
Szef „Super Expressu” dodaje: „Drugi obóz, zalatujący chwilowo biedą i smutkiem, to obóz, który bardzo chciałby służyć władzy, ale tej innej, następnej. Przedstawiciele tego obozu nie są tak cyniczni jak przedstawiciele pierwszego, ba, wśród nich roi się od idealistów. Problem w tym, że nie rozumieją podstaw etyki zawodu: ręce każdej władzy kontrolujemy, czyścimy lub odrąbujemy artykułami. Każdej! Skundlenie jednego obozu i potencjalne skundlenie drugiego sprawia, że o etyce można rozmawiać w niezwykle elitarnym gronie”.
Krystyna Mokrosińska, honorowy prezes SDP uważa, że w środowisku zawodowym coraz bliżej nam do uprawiania polityki. - Część kolegów uważa nawet, że Karta Etyczna Mediów jest z epoki dinozaurów - teraz liczy się pluralizm polityczny, a więc jak kocham jakąś partię, to nie muszę już stosować „zasady obiektywizmu - co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia” - mówi Mokrosińska.
Teresa Bochwic, szefowa Obywatelskiej Komisji Etyki Mediów, podkreśla, że - jej zdaniem - nie da się określić współczesnych mediów w Polsce jako wykonujących pracę w sposób etyczny. - Są różne katalogi zasad etyki mediów i w każdym znajdziemy wymaganie rzetelności, bezstronności, ale przede wszystkim prymat dobra odbiorców nad dobrem wydawcy, nadawcy, koncernu wydawniczego, i samego dziennikarza. Trzeba więc sobie zadać pytanie: czy chcę zarobić dla mojego wydawcy, zdobyć za to premię, czy raczej myślę o tym, żeby najlepiej poinformować moich czytelników i wyjaśnić im świat, szukając za nich ekspertów i materiałów?Prezentowanie każdego poglądu jest dopuszczalne, z odpowiednim komentarzem - do czego to naszym - a lepiej ekspertów - zdaniem może to prowadzić - podkreśla Bochwic.
Piotr Lignar, dyrektor Biura Programowego i Rozwoju Korporacyjnego Polskiego Radia oraz wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie uważa, że skala zachowań nieetycznych w polskich środkach masowego przekazu jest coraz większa.
- Mimo rozmaitych kodeksów etyki i dobrych praktyk, które regularnie są dyskutowane, formułowane i obowiązujące. Mam na myśli chociażby zredagowany w Polsce, uchwalony i obowiązujący Kodeks Dobrych Praktyk Wydawców Prasy, powołana przed laty Rada Etyki Mediów, czy jeszcze wcześniej powołana między innymi do stania na straży etyki mediów Konferencja Mediów Polskich - podkreśla Piotr Lignar.
- Uważam, że przy każdej okazji, kiedy widzimy ze strony mediów jakieś zachowania nieetyczne, trzeba nazywać rzeczy po imieniu i zwracać nieustannie uwagę na mechanizmy oraz postawy sprzyjające zachowaniom nieetycznym. Na razie jestem jednak pesymistą. Tu raczej niewiele się zmieni, a na pewno nie szybko. Istnieje bowiem szereg bardzo istotnych czynników sprzyjających słabej kondycji etycznej polskich mediów - wyjaśnia Lignar.
Kazimierz Krupa, redaktor naczelny magazynu „Forbes” mówi o etyce wśród dziennikarzy w sposób stonowany. - Nie można jednoznacznie stwierdzić, że wszyscy dziennikarze są w swym postępowaniu w pełni etyczni lub nie, bo przecież nie można stwierdzić, że wszyscy ludzie są dobrzy lub źli. Jednakże w mojej ocenie zdecydowana większość moich kolegów dziennikarzy w swej codziennej pracy przestrzega pisanych i niepisanych zasad etyki dziennikarskiej. Tym nielicznym przypadkom łamania lub naginania tych reguł należy przyglądać się z uwagą i spokojem. Starajmy się unikać formułowania radykalnych opinii powodowanych niepotrzebnymi emocjami - mówi Kazimierz Krupa.
Również Grzegorz Cydejkow, szef warszawskiego oddziału SDP wypowiada się na ten temat ostrożnie. - Dziennikarze wykonują swą pracę tak etycznie, jak tylko pozwala im sytuacja ekonomiczna ich wydawcy/nadawcy. Wiem na pewno, że w swej masie dziennikarze unikają konfliktu interesu i dbają o uczciwe wykonywanie misji zawodowej. Pytanie tylko, czy tak samo rozumieją misję dziennikarską wydawcy i nadawcy - uważa Cydejko.
- To nie dziennikarze, ale wydawcy epatują drastycznymi czy ustawianymi zdjęciami. Nie ma to nic wspólnego z dziennikarstwem. Jest działalnością produkcyjną mającą na celu uatrakcyjnienie przedmiotu sprzedaży i motywowaną tylko i wyłącznie chęcią zysku wydawcy/nadawcy a nie względami dziennikarskimi. Dziennikarz działa w interesie odbiorcy (czytelnika/widza/słuchacza). Wolno mu działać tylko w tym interesie. Nie wolno zaś krzywdzić ludzi - stwierdza szef warszawskiego oddziału SDP.
O etyce wśród polskich dziennikarzy specjalnie dla nas mówią: Kazimierz Krupa, redaktor naczelny magazynu „Forbes”, Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny „Super Expressu”. Krystyna Mokrosińska, honorowy prezes SDP, Teresa Bochwic, szefowa Obywatelskiej Komisji Etyki Mediów, Grzegorz Cydejko, prezes Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Piotr Lignar, dyrektor Biura Programowego i Rozwoju Korporacyjnego Polskiego Radia oraz wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Kazimierz Krupa, redaktor naczelny magazynu „Forbes”
Nie można jednoznacznie stwierdzić, że wszyscy dziennikarze są w swym postępowaniu w pełni etyczni lub nie, bo przecież nie można stwierdzić, że wszyscy ludzie są dobrzy lub źli.
Jednakże w mojej ocenie zdecydowana większość moich kolegów dziennikarzy w swej codziennej pracy przestrzega pisanych i niepisanych zasad etyki dziennikarskiej.
Tym nielicznym przypadkom łamania lub naginania tych reguł należy przyglądać się z uwagą i spokojem.
Starajmy się unikać formułowania radykalnych opinii powodowanych niepotrzebnymi emocjami.
Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny „Super Expressu”
Etyka wśród polskich dziennikarzy agonalnie rzęzi. Z jakiego powodu? Z powodu serwilizmu, czyli skundlenia. Otóż dziennikarze generalnie podzielili się na dwa zalatujące obozy. Pierwszy obóz zalatuje aktualnie pieniędzmi, to obóz jawnie, bezwstydnie prorządowy. Jego przedstawiciele sowicie wynagradzani przez rządzących razem z żonami i kolegami służą władzy potępiając opozycję w czambuł. Mają się dobrze i bardzo boją się zmiany władzy, bo wtedy stracą pracę, reklamy od państwowych spółek, a żony znów szukać będą zatrudnienia. Drugi obóz, zalatujący chwilowo biedą i smutkiem, to obóz, który bardzo chciałby służyć władzy, ale tej innej, następnej. Przedstawiciele tego obozu nie są tak cyniczni jak przedstawiciele pierwszego, ba, wśród nich roi się od idealistów. Problem w tym, że nie rozumieją podstaw etyki zawodu: ręce każdej władzy kontrolujemy, czyścimy lub odrąbujemy artykułami. Każdej! Skundlenie jednego obozu i potencjalne skundlenie drugiego sprawia, że o etyce można rozmawiać w niezwykle elitarnym gronie.
Etyka wśród polskich dziennikarzy agonalnie rzęzi. Z jego powodu? Z powodu poziomu intelektualnego wielu dziennikarzy. Niedouczeni, nieoczytani, niesamodzielnie myślący, niezdolni do podejmowania wyzwań, ryzyka, działający stadnie, głupawi po prostu (przepraszam). Przykład, kiedy „Super Express” publikuje zdjęcia podejrzanej o zabójstwo kobiety w stroju bikini na koniu, to w głowie osoby podejmującej decyzje o druku kołacze Ortega y Gasett: „Zdziwienie, zaskoczenie to początek zrozumienia. To specyficzny i ekskluzywny sport i luksus intelektualistów”. Po tej publikacji pewna redaktor wyrzuca „Super Express” przez okno, a wielu innych dziennikarzy oburza się nie potrafiąc zwerbalizować, na co. Nie chcą zrozumieć, nie rozumieją, nie potrafią przestać myśleć schematami. Moim zdaniem głupolom (przepraszam) nie można jednak zarzucać braku etyki, ponieważ najpierw należy ich wyedukować. Poziom umysłowy wielu polskich dziennikarzy sprawia więc, że o etyce można rozmawiać w niezwykle elitarnym gronie.
Etyka wśród polskich dziennikarzy agonalnie rzęzi. Prostytucja reklamowa uprawiana w tym zawodzie przybrała postać epidemii. I nie chodzi tu tylko o żałosny portal „parówkożerców”, ten problem jest poważniejszy i głęboki. Rozchylanie na zawołanie szpalt dla bogatych reklamodawców doprowadziło do chorób, które codziennie widzę gołym okiem. Ponieważ problem redakcyjnych kurtyzan jest powszechny, to sprawia, że o etyce można rozmawiać w niezwykle elitarnym gronie.
Krystyna Mokrosińska, honorowy prezes SDP
Etyka to nie prawne ograniczenia, ale samoograniczenie środowisk dla zachowania wiarygodności zawodu. Nie jest to tylko problem dziennikarzy – pamiętam demaskatorski artykuł Anny Marszałek o łamaniu zasad etycznych przez sędziego – pamiętam też dyskusję, którą artykuł wywołał – i co z tego?
Realizowanie zasad etyki można „wymusić” koniecznością akceptacji zasad przyjętych w danej gazecie czy medium (o ile takie są). Nawet komisja etyki TVP miała problemy ze współpracownikiem firmy, tłumaczącym się, że jego „zasady” nie obowiązują, bo niczego nie podpisywał. Dopiero uchwała zarządu o sposobie podpisywania umów (z obowiązkiem akceptacji zasad etyki TVP) sprawę formalnie wyjaśniła. Tak jest na całym świecie, zasady jednych redakcji nie dopuszczają np. prowokacji dziennikarskich, inne redakcje określają dopuszczalność takich działań bardzo różnie.
Jak daleko można się posunąć np. w prezentowaniu poglądów skrajnych, czy epatowaniu drastycznymi zdjęciami decydują wydawcy/nadawcy. Dziennikarzowi nie wolno brać jakiejkolwiek formy „łapówki”, ale całe redakcje żyją np. z przychylności dla reklamodawców, nie mówiąc o prasie związanej z lokalnymi władzami. Są redakcje, którym opłaca się sensacja nawet za cenę ludzkiej krzywdy – dochód z takiego draństwa wykonanego w końcu konkretnym dziennikarskim piórem staje się bardziej opłacalny niż np. wyrok w sądzie i wysokie odszkodowanie dla ofiary. Moim zdaniem te zjawiska są bardziej niebezpieczne niż indywidualna głupota.
Ostatnie dyskusje w SDP w związku z poprowadzeniem konferencji partyjnej przez szefa SDP postawiło przed nami kolejny problem – o zawodową niezależność. Skowroński-dziennikarz może się tłumaczyć, że pozostaje niezależnym wykonując taką czynność, ale Skowroński-prezes SDP sprawił, że część środowiska uznała to za niedopuszczalne. I znowu interpretuje się kodeks etyki SDP: Wolno czy nie wolno?
Zrezygnowałam z kandydowania na prezesa SDP podając powody – w środowisku zawodowym coraz bliżej nam do uprawiania polityki, część kolegów uważa nawet, że Karta Etyczna Mediów jest z epoki dinozaurów – teraz liczy się pluralizm polityczny, a więc jak kocham jakąś partię, to nie muszę już stosować „zasady obiektywizmu – co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.”
Pozostaję w swoich poglądach dinozaurem, a na najbliższym zjeździe statutowym SDP chcę zaproponować wpisanie do statutu, że władze SDP wszystkich szczebli nie mogą uczestniczyć w pracach na rzecz partii politycznych, w komitetach politycznych, komitetach doradczych, również prowadzić imprez partyjnych. Podkreślam – dotyczy to jedynie władz SDP – członkom pozostaje codzienne przeglądanie się w lustrze.
Teresa Bochwic, szefowa Obywatelskiej Komisji Etyki Mediów
Pisanie lub występowanie dla gadżetów czy korzyści finansowych innych niż honorarium czy nagroda zawodowa – to dno. Nie jest fair, podobnie jak prowadzenie programu telewizyjnego, którego celem jest np. ośmieszenie, lub – co ostatnio jest w modzie – odczłowieczenie przeciwnika politycznego.
Moim zdaniem nie da się określić współczesnych mediów w Polsce jako wykonujących pracę w sposób etyczny. Są różne katalogi zasad etyki mediów i w każdym znajdziemy wymaganie rzetelności, bezstronności, ale przede wszystkim prymat dobra odbiorców nad dobrem wydawcy, nadawcy, koncernu wydawniczego, i samego dziennikarza. Trzeba więc sobie zadać pytanie: czy chcę zarobić dla mojego wydawcy, zdobyć za to premię, czy raczej myślę o tym, żeby najlepiej poinformować moich czytelników i wyjaśnić im świat, szukając za nich ekspertów i materiałów? W jakim środowisku, kraju, systemie obyczajowym funkcjonuję? Co naruszę, w czym pomogę? Czy rzeczywiście moim zadaniem jest wychowywanie społeczeństwa dorosłych ludzi, modernizowanie na siłę, deptanie panujących tu zasad i obyczajów? Prezentowanie każdego poglądu jest dopuszczalne, z odpowiednim komentarzem – do czego to naszym – a lepiej ekspertów – zdaniem może to prowadzić.
Odwołam się też do własnych doświadczeń. Dawno, dawno temu, gdy zaczynałam prawdziwą pracę reporterską, pojechałam na reportaż do małego miasteczka. Zaprosili mnie radni, opisali sytuację wymagającą ich zdaniem interwencji, opłacili mi podróż i nocleg. Na miejscu zorientowałam się, że coś jest nie tak. Napisałam co prawda reportaż, ale miałam poczucie, że weszłam w konflikt interesów – kto wie, czy nie pominęłam czegoś, co dla radnych byłoby niewygodne. Do dziś myślę o tym z przykrością – nie zdałam wtedy egzaminu. Trzeba jechać za własne pieniądze, samemu zbierać materiał, lepiej nie ulegać nawet niewinnym poczęstunkom.
Inny przykład – drastyczne zdjęcia. Bardzo chciałam obejrzeć zdjęcia, o których ostatnio tak głośno, choć szczerze mówiąc, musiałam przemóc się, żeby ich poszukać. Lubię jednak wyrobić sobie zdanie na podstawie tego, co sama zobaczę. W dobie internetu zresztą trudno oczekiwać, by coś takiego cenzurowano, a w obliczu kłopotów ze śledztwem smoleńskim są bardzo ważne. Znalazłam je u pewnego blogera, pracującego również jako dziennikarz radia internetowego. Uprzedził on, co na nich mniej więcej jest, umieścił inne drastyczne zdjęcie z okresu wojny sprzed 70 lat jako próbę nerwów, powoli wprowadzał w temat. Dał linki. Nie szokował nagłym pokazaniem strasznych wizerunków, każdy, kto wchodził na kolejne strony, wiedział, co może go czekać. Nie liczył na zarobek. Liczył na to, że lepiej poinformuje. To była właściwa metoda, wyrobiłam sobie pogląd, ugruntowałam dotychczasowe przeświadczenia. W ten kulturalny, liczący się z wrażliwością odbiorcy sposób można pokazać praktycznie niemal wszystko, co nie jest objęte ochroną prywatności.
Grzegorz Cydejko, prezes Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Dziennikarze wykonują swą pracę tak etycznie, jak tylko pozwala im sytuacja ekonomiczna ich wydawcy/nadawcy. Wiem na pewno, że w swej masie dziennikarze unikają konfliktu interesu i dbają o uczciwe wykonywanie misji zawodowej. Pytanie tylko, czy tak samo rozumieją misję dziennikarską wydawcy i nadawcy.
To nie dziennikarze, ale wydawcy epatują drastycznymi czy ustawianymi zdjęciami. Nie ma to nic wspólnego z dziennikarstwem. Jest działalnością produkcyjną mającą na celu uatrakcyjnienie przedmiotu sprzedaży i motywowaną tylko i wyłącznie chęcią zysku wydawcy/nadawcy a nie względami dziennikarskimi. Dziennikarz działa w interesie odbiorcy (czytelnika/widza/słuchacza). Wolno mu działać tylko w tym interesie. Nie wolno zaś krzywdzić ludzi.
Istnieje dziennikarstwo partyjne, silnie zaangażowane po jednej ze stron ideowego sporu. Skowrońskiemu wolno być dziennikarzem partyjnym i wykonywać usługi propagandowe dla idei, w którą wierzy. Nie wolno zaś wykonywać usług propagandowych prezesowi SDP.
Z kolei napisanie artykułu w zamian za jakiekolwiek świadczenia od źródła jest niedopuszczalne. Dziennikarz musi zachować zdolność do krytyki źródeł. Jakiekolwiek wiązanie się ze źródłami stawia go w konflikcie interesu z misją publiczną. Wolno pisać pochwalnie, jeśli taki jest osąd tematu dokonany przez niezależnego od źródła dziennikarza kierującego się interesem publicznym.
Piotr Lignar, dyrektor Biura Programowego i Rozwoju Korporacyjnego Polskiego Radia oraz wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie*
Pamiętam, że jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy pracowałem w Polskim Radiu jako dziennikarz, istniała niepisana, ale obowiązująca zasada, że o wydarzeniach tragicznych i dojmujących mówi się na antenie tak, aby szanować ludzkie cierpienie. Oznaczało to na przykład nie pokazywanie scen drastycznych rozpaczy i bólu, nawet za cenę osłabienia atrakcyjności publikacji. Próby łamania tej zasady były nieliczne, a redaktorzy odpowiedzialni za to, co ostatecznie trafiało do słuchacza, wręcz piętnowali je właśnie ze względów etycznych. Podobnie było w TVP. W początkujących wówczas radiach i telewizjach prywatnych oraz w silnie komercjalizującej się prasie ta obrona była już wtedy znacznie słabsza.
Późniejsze lata dowiodły, że również media publiczne uległy drapieżnemu imperatywowi, że wszystko jest na sprzedaż. Dziś już pokazuje się niemal bez ograniczeń kobiety rozpaczające po stracie bliskich pod bramą kopalni Halemba czy Wujek-Śląsk i wywożone z kopalni zwęglone ciała ofiar. Umieszczenie na pierwszej stronie „Super Expressu” dużego zdjęcia zwłok redaktora Waldemara Milewicza poległego w Iraku było ukoronowaniem tej tendencji. W gruncie rzeczy szerszej niż tylko przełamywanie tabu, jakim jest śmierć i cierpienie. Bo skoro można bezkarnie pokazywać takie obrazy, nie bacząc chociażby na odczucia bliskich, to dlaczego nie można łamać innych norm moralnych, etycznych, czy najzwyklejszych dobrych obyczajów?
Uważam, że skala zachowań nieetycznych w polskich środkach masowego przekazu jest niestety coraz większa. Mimo rozmaitych kodeksów etyki i dobrych praktyk, które regularnie są dyskutowane, formułowane i obowiązujące. Mam na myśli chociażby zredagowany w Polsce, uchwalony i obowiązujący Kodeks Dobrych Praktyk Wydawców Prasy, powołana przed laty Rada Etyki Mediów, czy jeszcze wcześniej powołana między innymi do stania na straży etyki mediów Konferencja Mediów Polskich.
Uważam, że przy każdej okazji, kiedy widzimy ze strony mediów jakieś zachowania nieetyczne, trzeba nazywać rzeczy po imieniu i zwracać nieustannie uwagę na mechanizmy oraz postawy sprzyjające zachowaniom nieetycznym. Na razie jestem jednak pesymistą. Tu raczej niewiele się zmieni, a na pewno nie szybko. Istnieje bowiem szereg bardzo istotnych czynników sprzyjających słabej kondycji etycznej polskich mediów.
Jednym z głównych elementów jest mordercza konkurencja na naprawdę trudnym rynku. Nie jest zbyt rozległy jak na blisko 40-milionowe społeczeństwo, a jego siła nabywcza wcale nie taka wielka, jak by się wydawało. Według danych KRRiT w Polsce jest blisko 8,5 tysiąca tytułów prasowych, około 270 rozgłośni radiowych i 85 stacji telewizyjnych. Polscy nadawcy, jak zresztą im podobni na całym świecie, kierują się przede wszystkim dwoma celami. Chcą zarobić, głównie poprzez sprzedaż czasu antenowego lub powierzchni, w mniejszym stopniu dzięki sprzedaży nakładów czy opłatę wnoszoną za dostęp. Są też tacy, którzy chcą upowszechniać określone idee. Czasami przyświeca im jedno i drugie. Jest oczywiste, że ich dochody i skuteczność w krzewieniu idei są pochodną zasięgu oraz liczby odbiorców. To bowiem wpływa zasadniczo na cenę reklam i ogłoszeń. Nadawcy są zatem gotowi zrobić, jeżeli nie wszystko – to w każdym razie dużo, aby właśnie ich stacje radiowe i telewizyjne oraz tytuły przyciągały jak najwięcej widzów, słuchaczy, czytelników. Pół biedy, jeżeli robią to tak, jak tabloidy, epatując odbiorców agresywną grafiką i szokującymi tytułami. Gorzej, jeżeli popularność mają zapewnić efekciarskie zdjęcia zwłok, brutalne wdzieranie się w prywatność lub najzwyklejsze kłamstwa, czy półprawdy.
Sądzę, że formalno-prawne i ekonomiczne realia polskiego rynku medialnego w połączeniu z morderczą walką o przetrwanie lub maksymalizacją zysku sprzyjają zachowaniom nieetycznym. Na dodatek ma to miejsce w warunkach poważnego kryzysu wartości, jaki przeżywa nasze społeczeństwo w większości przekonane, że właśnie taki jest upragniony w czasach PRL-u kapitalizm i cechujące go dziennikarstwo.
Głosy niepokoju o etykę polskich mediów i nawoływania do podjęcia prób opracowania chociażby rozwiązań formalnych w postaci zastąpienia nowym archaicznego prawa prasowego, nie przynoszą większych skutków. Torpedują je w dużej mierze ultraliberałowie wychodzący z być może słusznego założenia, że nie tędy droga. Nie da się bowiem zadekretować przyzwoitości, a dojrzałe społeczeństwo, ich zdaniem, samo z czasem oczyści się z nieprawidłowości.
*Wypowiedź Piotra Lignara pochodzi z publikacji zwartej, która ukazała się w pracy zbiorowej pt. „Ku Obywatelskiej Rzeczpospolitej Gospadarczej” pod redakcją W. Gasparskiego i B. Roka, wydanej przez wydawnictwo Poltext W-wa 2010 roku.
Dołącz do dyskusji: Jak się ma etyka wśród polskich dziennikarzy? (raport)
;))))))))