Planujesz obejrzeć „Królową Charlottę” Netfliksa? Przeczytaj nasz przewodnik po serialu
Na Netfliksie zadebiutował nowy serial Shondalandu, czyli „Królowa Charlotta: Opowieść ze świata Bridgertonów” przedstawiający historię sprzed akcji głównej jednego z największych hitów platformy. Na czym polega sekret popularności uniwersum Bridgertonów?
1. Czy serial jest wierny faktom historycznym?
Zarówno „Bridgertonowie”, jak i prequel serialu, czyli „Królowa Charlotta: Opowieść ze świata Bridgertonów” Shondy Rhimes to zabawa i szalona reinterpretacja wybranych wydarzeń historycznych. Nowość Netfliksa opowiada losy królowej Charlotty, a dokładnie Zofii Charlotty Mecklenburg-Strelitz, czyli niemieckiej księżniczki, która 8 września 1761 roku została wydana za mąż za króla Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii, Jerzego III. Jeśli znacie uniwersum Bridgeronów, to wiecie już, na czym polega specyfika tego świata. Jeśli dopiero zaczynacie poznawać produkcje Shondy Rhimes, możecie przeżyć spore zaskoczenie. „Królowa Charlotta” jest bowiem swoistą fantazją na temat tego, jak mogło wyglądać życie królowej, zatem bardziej prawdopodobne jest założenie, że serial nie ma nic wspólnego z jej biografią.
Twórczyni korzysta z hipotezy, która od 1940 roku krąży wśród historyków, a dotyczy pochodzenia Zofii Charlotty i domniemania, że w jej żyłach płynęła domieszka afrykańskiej krwi. W serialu bohaterka jest ciemnoskórą księżniczką Wielkiego Księstwa Meklemburgii-Strelitz.
Pierwszy raz przypuszczenie na temat jej pochodzenia wysunął jamajsko-amerykański pisarz J.A. Rogers w swojej publikacji zatytułowanej „Sex and Race”. Okazało się bowiem, że portret królowej namalowany w 1761 roku przez Allana Ramsaya ujawnia jej „szerokie nozdrza i wydatne wargi”. Dało to początek powracającej tezie, że Zofia Charlotta mogła w swojej rodzinie mieć afrykańskich przodków, choć nie ma na to niezbitych dowodów. Zatem nie warto polegać na serialu jako na wiarygodnym źródle historycznym, do czego zresztą produkcja Netfliksa nie pretenduje.
2. Czy „Królowa Charlotta” to romans obleczony w XVIII-wieczny kostium?
Tak i nie. Oczywiście, jak to w serialach Shondy Rhimes bywa, uczucia bohaterów są tematem numer jeden. Tak było w „Chirurgach” i jak jest w świecie Bridgertonów. Twórczyni skupia się na emocjach swoich bohaterów, ich relacjach, budowaniu przyjaźni, ale i nawiązywaniu współpracy opartej na lojalności i zaufaniu, a także – rzecz jasna – na opowiadaniu historii miłosnych. W tym wypadku przyglądamy się małżeństwu Charlotty z królem Jerzym III i ich poznawaniu się już po zawarciu związku małżeńskiego. Para doczekała się licznego potomstwa (mowa o piętnaściorgu dzieci, co stanowi ewenement nawet jak na tamten moment dziejowy) oraz podobno tworzyła szczęśliwy związek, co brzmi niecodziennie jak na aranżowane małżeństwo koronowanej głowy.
Nie zapominajmy jednak, że to serial kostiumowy przedstawiający uproszczoną wizję świata. Mimo że Shonda Rhimes wprost deklaruje, że korzysta z zasady „color-blindness”, czyli opowiadania historii bez skupienia się na rasowym pochodzeniu bohaterów, jak i obsady serialu, w kontekście produkcji osadzonej w konkretnym momencie historycznym, brzmi to dosyć niecodziennie. W serialu oglądamy więc ciemnoskórych arystokratów na brytyjskim dworze, a relacje między nimi odbiegają od tego, jak przedstawiają to historycy.
Serial stara się emancypować relacje społeczne i motywować bohaterki do odważnych i przełomowych działań, tym samym dając impuls swojej widowni. Mimo to jednak razi w kontekście tych postępowych działań, postać dojrzałej królowej Charlotty, której język brzmi mało postępowo zwłaszcza w tych momentach, gdy oczekuje od swoich dzieci obdarowania jej wnukami. Rozdźwięk między nastoletnią a dojrzałą Charlottą bywa zaskakujący.
3. Czy to serial dla każdego?
Zdecydowanie nie. Jeśli nie lubicie znacznej manipulacji faktami historycznymi nawet jawnie ogłoszonej i leżącej u podstaw serialu, to możecie poczuć się oszukani, albo zwyczajnie znudzeni tytułem, którego główną zaletą są zdjęcia, kostiumy, muzyka i obsada aktorska. Scenariusz i dialogi, zwłaszcza łopatologicznie wykładane problemy w relacjach między małżonkami (nie tylko parą królewską), mogą przyprawiać o ból głowy.
Wszystko w uniwersum Bridgertonów wydaje się przemyślaną i błyskotliwą zabawą z przeszłością, próbą opowiedzenia „co by było gdyby”, ale jednak Shondaland produkuje seriale, w których mało jest miejsca na niedopowiedzenie i subtelne sugestie. W niedawnej rozmowie z doktorem Dawidem Junke poświęconej amerykańskim showrunnerom mówiliśmy, że każdy z nich ma wyraźny charakter pisma. Shonda Rhimes lubi epatować wątkami romansowymi i historiami niezostawiającymi zbyt wielkiego pola do interpretacji własnej. „Królowa Charlotta” bywa urocza i ujmująca, ale w dużej mierze wtórna, nieciekawie napisana i błaha, nawet jeśli stara się opowiedzieć ważne historie o kobietach, to nie czyni tego w sposób wywrotowy. To nie jest serial na miarę „Dumy i uprzedzenia” BBC One z 1995 roku. Do tego potrzebny byłby wybitny materiał źródłowy, jakim niewątpliwie jest powieść Jane Austen.
4. Czy można oglądać „Królową Charlottę” bez znajomości „Bridgertonów”?
Można obejrzeć serial, nie znając wcześniejszej produkcji, ale na pewno stracimy wówczas masę nawiązań do hitu Netfliksa. Nie znaczy to, że obejrzawszy „Królową Charlottę” nie można już sięgnąć po „Bridgertonów”. W końcu serial jest prequelem, więc stanowi zapowiedź akcji głównej „Bridgertonów”.
5. Czy to serial, który znajdzie się w TOP 10 produkcji 2023 roku?
Zdecydowanie nie. Serial opowiada dwie historie – 17-letniej Charlotty, dopiero wkraczającej w świat brytyjskiego dworu i uczącej się bycia żoną króla Jerzego III (jest niezależna, zadziorna, pewna siebie, odważna) oraz blisko 60-letniej Charlotty rozgoryczonej postawą swoich zmanierowanych dzieci, które nie obdarowały jej wnukami. Dojrzała Charlotta nie przypomina w niczym tej zabawnej i subtelnej dziewczyny, którą poznajemy w pierwszym odcinku.
Trudno wyobrazić sobie w nadmiarze serialowych propozycji, żeby za rok ktokolwiek pamiętał ten serial zwłaszcza gdy towarem deficytowym jest czas, który warto poświęcić na seriale wabiące czymś więcej niż tylko wspaniale odtworzonymi kostiumami i perukami.
Warte docenienia są role aktorskie – w postać młodej Charlotty wcieliła się India Amarteifio, a dojrzałą postać zagrała Golda Rosheuvel.
„Królowa Charlotta” dostępna jest na Netfliksie.