Recenzje płytowe: Madonna, Haiku, Miecz Szcześniak
W skali od jednej do sześciu gwiazdek ocenia Robert Patoleta.
MADONNA „I’M GOING TO TELL YOU A SECRET”
CD ****
Film DVD ***
Film DVD – fragmenty koncertowe *****
Bez filmu koncertowa płyta królowej muzyki pop nie miałaby racji bytu. Bo Madonnę najlepiej jest oglądać, a dopiero potem słuchać.
Gwiazda wydała płytę DVD zawierającą dokumentalny zapis kulisów jej poprzedniego tournee „Re-invention” oraz jako dodatek CD z koncertowymi piosenkami. Z filmem, nad którym pracowała wraz z reżyserem jej teledysków Jonasem Akerlundem, chciała zdążyć na zeszłoroczny festiwal filmowy w Cannes. Komisja festiwalowa obraz odrzuciła. I słusznie, bo film jest o wiele słabszy od pamiętnego paradokumentu „W łóżku z Madonną” ukazującego tournee „Blond Ambition” z 1990 r. Tamten obraz pokazał gwiazdę wyzywającą, szokującą, kontrowersyjną i rozpaczliwie szukającą miłości. Miał pazur, którego brakuje „Sekretowi”.
47-letnia Madonna trzyma się lepiej niż przed 16 laty, ale to już w wiek, który pozwala na odrobinę dojrzałości. Artystka prezentuje swoją filozofię życiową nawołując do czynienia dobra i utrzymywania pokoju. Wyznaje własne credo oparte na uwielbianej przez nią kabale. Wyznania są płytkie i trywialne, ale dobrze byłoby, gdyby przynajmniej takie przemyślenia reprezentowała większość ludzi.
Krążek CD zawiera doskonale znane przeboje gwiazdy – „Vogue”, „American Life”, „Like A Prayer”, „Music”. W większości różnią się od wersji płytowych tylko tym, że zaśpiewane są na żywo. Madonna śpiewa lepiej niż 20 lat temu. Wówczas była pogardzana przez krytyków za brak talentu. Dziś na zdolności nikt nie zwraca uwagi. Liczy się odpowiedni wizerunek i intensywna promocja w mediach, głównie poprzez skandale. A Madonna we wzbudzaniu kontrowersji jest mistrzynią.
Jest również prawdziwym zwierzęciem scenicznym. Nikt już nie robi tak wystawnych i oryginalnych show jak ona. Nikt nie potrafi tak doskonale manipulować publicznością jednocześnie zapewniając jej pierwszorzędną zabawę. Z tego powodu w pierwszej kolejności radzę obejrzeć jej występ, a dopiero potem posłuchać płyty. Miłych wrażeń.
HAIKU „FRISTAJL” ***1/2
Teksty niczym z najbardziej trefnych maturalnych wypracowań w rytm muzyki klubowej.
„Sarenka na mrozie nie może, czeka na ciepły oddech, leśniczy ją głaszcze po udzie, niech się naje do syta”. To tekst pierwszego, już kultowego, kawałka z płyty. Zamysł był prosty. Trzej wytrawni muzycy – Marcel Adamowicz, Stanisław Sojka i Wojciech Chołaściński skomponowali rytmiczną muzę, zazwyczaj graną w klubach tanecznych. Dołączyły do nich takie tuzy jak Leszek Możdżer i Tymon Tymański.
Krótkie teksty do piosenek napisał Dariusza Brzóskiewicz. Należy dodać, że do wersji polskich, bo w większości piosenki są również wykonywane w języku japońskim. A to dlatego, bo panowie postanowili w celach integracyjnych, jak mniemam, postanowili zbliżyć naszą kulturę i tradycje Kraju Kwitnącej Wiśni.
Z początku ta prosta koncepcja wypada intrygująco. Jednak wraz z kolejnymi utworami, coraz wyraźniej słychać, że muzycy chcą po prostu pokazać, że są w stanie zagrać wszystko, a muzyka klubowa to dla nich bułka z masłem. I niestety im bardziej w głąb tego polsko-japońskiego lasu dźwięków, tym robi się coraz bardziej monotonnie. Pozostańmy więc lepiej przy „Sarence”.
MIECZ. SZCZEŚNIAK „ZWYKŁY CUD” ***
Po przesłuchaniu tej płyty jestem pewien, że dobrym wokalistą się NIE JEST, tylko się nim BYWA.
Artysta proponuje pop w czarnej tonacji, którą stara się wykonywać od lat. Z tymże, ten soul i rythmandblues jest typowo słowiański i niewiele ma wspólnego z amerykańskimi korzeniami. Zagrany został przez żywy zespół, ale w siermiężny sposób, zupełnie nieprzystający do tego, czego obecnie słucha młodzież, bo rozumiem, że płyta skierowana jest do młodych ludzi. W końcu wokalista podpiera się idolami nastolatków – raperem Mezo oraz Natalią i Pauliną Przybysz z Sistars.
Teksty - nie dość, że banalne, to zupełnie nie z tej epoki. W taki sposób młodzi ludzie dziś nie mówią. Jestem pewien, że ta forma przekazu kompletnie do nich nie dotrze. Jeszcze pierwsze kawałki, dzięki temu, że posiadają zgrabną melodykę, są do przełknięcia, ale końcówka płyty jest tragiczna. Zwłaszcza cover „Jesienna zaduma”, piosenka kiedyś wykonywana pięknie przez Elżbietę Adamiak, w interpretacji Miecza wypada żenująco.
To nie jest Mietek, którego do tej pory znaliśmy. Mietka już nie ma. Teraz jest Miecz, ale niestety stępiony. W zasadzie jedynym w pełni udanym nagraniem jest obecnie ostro lansowany w mediach duet z Mezo „Wstawaj”, którego zresztą na tej płycie nie ma. Reszta niech pozostanie milczeniem.
Robert Patoleta
Dołącz do dyskusji: Recenzje płytowe: Madonna, Haiku, Miecz Szcześniak