Czym różni się nowa wersja „Szōguna” Disney+ od hitu z Richardem Chamberlainem?
Na Disney+ zadebiutował „Szōgun”, serial oparty na kultowej powieści Jamesa Clavella z 1975 roku, stanowiącej pierwszą część jego azjatyckiej sagi. Polscy widzowie przywiązani są do miniserialu NBC z 1980 roku, który cieszył się dużą popularnością za sprawą roli Richarda Chamberlaina. Aktor uwielbiany nad Wisłą, wystąpił także w „Ptakach ciernistych krzewów”; w 1983 roku okazały się nie mniejszym hitem niż „Szōgun”. W 1998 roku „Tele Tydzień” uhonorował Chamberlaina nagrodą specjalną Telekamery dla najpopularniejszej gwiazdy zagranicznej.
„Szōgun” z Richardem Chamberlainem opowiadał losy holenderskiego okrętu, który w 1600 roku dopływa do wybrzeży Japonii. Na czele załogi stoi John Blackthorne (w tej roli Richard Chamberlain), angielski pilot okrętowy, usiłujący przeżyć pierwsze starcie z nieprzychylnymi Japończykami. To, czym różnią się dwie serialowe adaptacje, widzimy już w pierwszym odcinku nowego „Szōguna”. Twórcy stawiają widzom poprzeczkę wyżej i nie ułatwiają sprawy; na pewno łatwiej byłoby skoncentrować się na śledzeniu losów Europejczyków. Tymczasem wrzucają nas w skomplikowaną historię feudalnej Japonii zmagającej się z kryzysem władzy po śmierci poprzedniego zwierzchnika. Gdy jego następca wciąż jest chłopcem, Japonią rządzi pięcioosobowa Rada Regentów. Wśród nich rodzi się konflikt, który w każdej chwili może eskalować i doprowadzić do wojny domowej.
Nowy punkt widzenia
Zamiast więc skupiać się na losach załogi holenderskiego statku Erasmus, scenariusz pokazuje nam japońską hierarchię władzy, tamtejszą kulturę i spojrzenie lokalsów na przybyłego „dzikusa”. Blackthorne początkowo o nowo poznanych Japończykach ma równie negatywne zdanie, co oni na jego temat.
Zobacz: Serial „Szōgun” Disney+ bije rekordy oglądalności, osiągając wynik 9 milionów odtworzeń na całym świecie
W serialu Disneya, w postać Johna Blackthorne’a wciela się Cosmo Jarvis, znany z „Peaky Blinders”. Chamberlain i Jarvis z pozoru nie są do siebie podobni, jednak gdy obejrzymy fotosy filmowe „Szōguna” z lat 80. i współczesnego, okaże się, że twórcy postawili na tego samego bohatera: postawnego, dobrze zbudowanego Anglika. Wygląd i zachowanie bohatera kontrastować będzie z wizualnością, usposobieniem i zwyczajami gospodarzy. W obydwu serialach obserwujemy silne zderzenie kultur i w obydwu, mimo że inaczej rozłożono akcenty, otrzymujemy wciągającą opowieść o pragnieniu władzy.
Dużą zaletą nowego „Szōguna” jest to, że zostajemy wrzuceni na głęboką wodę. Twórcy serialu, czyli Rachel Kondo i Justin Marks nie decydują się prowadzić nas za rękę, wyjaśniając, kto jest kim i robiąc ciągłe przypisy, tak żeby widz niemający wiedzy o XVII-wiecznej Japonii nie zgubił wątku. Musimy oglądać uważnie, żeby nie stracić z oczu nowych bohaterów, a tych w pierwszych odcinkach przewija się na ekranie cała masa i każdy ma w tej opowieści znaczenie.
Zerwanie z europocentrycznością
To też dowodzi sensu powstania nowej wersji serialu – nie tylko europocentryczna wizja świata ma znaczenie. Warto przypomnieć, że postać Johna Blackthorne’a została stworzona przez Jamesa Clavella na podstawie biografii Williama Adamsa. Adams był najprawdopodobniej pierwszym Anglikiem, który dotarł do Japonii na przełomie XVI i XVII wieku; został doradcą ówczesnego szoguna, budował dla niego statki i pośredniczył w kontaktach handlowych z Anglią i Holandią. Stał się także pierwszym naturalizowanym w Japonii Europejczykiem. Niezwykle barwna biografia Adamsa stanowi przykład tego, jak zderzenie dwóch kultur może zaowocować konstruktywną współpracą i obfitować w obustronne korzyści.
To, że nowy „Szōgun” jest widowiskowy, niepozbawiony brutalności i bezceremonialny, stanowi jedną stronę medalu. Druga to opowieść prowadzona z szacunkiem do odmienności kultur, doceniająca zarówno Europejczyków, jak i Japończyków. Skupiona na przedstawieniu kultury japońskiej w sposób pozbawiony banału i powierzchowności.
Zobacz: W czwartym sezonie „Zbrodni po sąsiedzku” Disney+ wystąpi Eva Longoria
Nowa „Sukcesja”?
Serial już teraz porównywany jest do „Gry o tron”, ale reżyser „Szōguna” stwierdził, że osobiście widzi większe podobieństwo między jego produkcją, a „Sukcesją”, albo „House of Cards”. Wyjaśnił, że tutaj nawet rozmowy są niebezpieczne i mogą doprowadzić bohaterów do tragedii (dobrym przykładem jest scena z pierwszego odcinka, gdy w rozmowie regentów jeden z poddanych wtrąca się i nieproszony próbuje ochronić honor swojego zwierzchnika), podobnie jak starcia w rodzinie Royów, albo te w gabinecie Franka Underwooda.
Reżyser Jonathan van Tulleken podkreślił również, że jego serial jest opowieścią o dwóch równorzędnych kulturach, których przedstawiciele obserwują się wzajemnie, nie jest to – jak było w przypadku serialu z 1980 roku – europocentryczna opowieść o obcej kulturze.
Na Disney+ dostępne są już dwa pierwsze odcinki „Szōguna”. Serial składa się z dziesięciu. Nowe odcinki pojawiać się będą w ofercie platformy we wtorki.
Dołącz do dyskusji: Czym różni się nowa wersja „Szōguna” Disney+ od hitu z Richardem Chamberlainem?