Usuwając teksty Hartmana i Ziemkiewicza, Polityka.pl i Onet robią z nich męczenników (opinie)
Kasowanie tekstu albo zwalnianie kontrowersyjnego autora uderza w reputację robiącego to tytułu, a nie samych autorów. Oni zostają ofiarami tej sytuacji, wręcz męczennikami - zamieszanie wokół felietonów Jana Hartmana i Rafała Ziemkiewicza komentują Michał Karnowski, Michał Kobosko i Igor Janke.
Redakcja serwisu internetowego „Polityki” usunęła wpis blogowy filozofa i polityka Jana Hartmana, opublikowany 28 września, w którym publicysta zachęcał do dyskusji o legalizacji związków kazirodczych. Tekst Hartmana był widoczny na stronie przez mniej więcej dobę. Redakcja tłumaczyła, że został skasowany „z powodu istotnie odmiennego poglądu”. Zapowiedziano również publikację artykułu dziennikarskiego na temat poruszony przez filozofa (więcej na ten temat).
Kilka dni temu współpracę z Rafałem Ziemkiewiczem zakończyła Grupa Onet. W oświadczeniu wydawca tłumaczył, że powodem nagłego rozwiązania umowy była sama zapowiedź publikacji „skandalizującego tekstu o seksie i gwałtach”. - Nie akceptujemy lekkiego traktowania przejawów przemocy seksualnej - informowała Wirtualnemedia.pl Agnieszka Odachowska, dyrektor komunikacji korporacyjnej Grupy Ringier Axel Springer Polska (więcej o tym).
Konto Ziemkiewicza na Onecie zostało zablokowane, skasowano też cztery teksty, które zostały przez niego opublikowane. Cezary Gmyz, który również uczestniczył w tym samym projekcie, działania wydawcy określił jako „cenzura prewencyjna” i zrezygnował ze współpracy (poznaj szczegóły).
Czy redakcje portali Polityka.pl i Onetu zachowały się rozsądnie, zgodnie z etyką i dobrymi obyczajami? Czy takie działanie mieszczą się w obrębie niezależności redakcji, która decyduje, co się u niej ukazuje?
Michał Karnowski, członek ds. redakcyjnych zarządu Fratrii (wydawcy m.in. „W Sieci” i wPolityce.pl), mówi, że już samo zaproszenie do współpracy przez liberalno-lewicowy portal Onet.pl wyrazistych publicystów konserwatywnych. jakimi są Rafał Ziemkiewicz i Cezary Gmyz. było dla niego ogromną niespodzianką.
- Dużo większą niż następująca chwilę później rezygnacja z tej współpracy. Mam wrażenie, że pomysł rozszerzenia grona komentatorów portalu, a idąc za tym lekkiego zróżnicowania przekazu, powstał gdzieś na pośrednich szczeblach tej medialnej struktury, a po wdrożeniu został negatywnie oceniony przez „górę”. Sama sprawa „pochwał przemocy seksualnej” była tu w mojej ocenie pretekstem użytym by szybko przepędzić nowe, a już niechciane, nabytki. W sumie nie wyszło to Onetowi na dobre. Styl rozstania wielu osobom skojarzył się z cenzurą - ocenia Karnowski.
Jego zdaniem w przypadku usunięcia felietonu Jana Hartmana o kazirodztwie redakcja „Polityki” przestraszyła się szumu medialnego i społecznego oburzenia wobec poglądu prezentowanego w tekście. Karnowski podkreśla jednak, że pogląd ten nie jest w gruncie rzeczy odległy redakcji. - Dowodem jest felieton Ludwika Stommy w najnowszej „Polityce”, który w akceptacji kazirodztwa idzie jeszcze dalej niż Hartman - dodaje.
Michał Karnowski uważa, że nie można sztywno uregulować kwestii stopnia odpowiedzialności redakcji za poszczególne felietony. - To zawsze będzie balansowanie pomiędzy próbą zbudowania żywej, dynamicznej przestrzeni dyskusji a wizerunkiem tytułu i jego linią redakcyjną. Zarzuty, że drukując jakiś tekst wyrazistego autora, sami się pod tymi poglądami podpisujemy, często spotykają i nasze redakcje. Z drugiej strony trudno w każdym takim przypadku używać formuły iż „poglądy autora nie są tożsame z poglądami redakcji”. Trudno tu o jakąś sztywną regułę i chyba już zawsze każdy przypadek będzie oceniany osobno. Dobrą podpowiedzią jest zwykle sposób wyeksponowania materiału, kontekst, ilustracja, możliwość polemiki - mówi członek zarządu Fratrii ds. redakcyjnych.
Michał Kobosko, szef Project Syndicate Polska i biura Atlantic Council, a w przeszłości m.in. redaktor naczelny „Newsweeka” i „Wprost”, jest zdania, że wydawca powinien zastanowić się dwa razy zanim zatrudni autora, którego poglądy nie są zbieżne z poglądami redakcji.
- To jasne, że media lubią mieć wyrazistych i kontrowersyjnych autorów, którzy wzniecają emocje. Zatrudniając takie osoby, niejako godzą się na to, że będą oni pisać rzeczy, które niekoniecznie tym mediom pasują. Redakcje cieszą się, że te teksty są czytane i wywołują dyskusje. Muszą jednak brać pod uwagę, że tacy autorzy wywołują również najbardziej negatywne reakcje - ocenia Kobosko.
Jego zdaniem opinie Rafała Ziemkiewicza i Jana Hartmana, nawet jeśli wygłaszane tylko dla wywołania wrzawy, czasami bywają po prostu niemądre. - Kasowanie tekstu albo zwalnianie autora w dosyć drastycznych okolicznościach uderza w reputację medium, a nie samych autorów. Oni zostają ofiarami tej sytuacji i stają się męczennikami - dodaje szef Project Syndicate Polska.
Sposób postępowania „Polityki” i Onetu Igor Janke, założyciel serwisu blogowego Salon24.pl, ocenia krótko: każda redakcja ma prawo do decydowaniu o tym, co publikuje a czego nie. - Jednak usuwając zamówione wcześniej teksty redakcja stawia się w niezręcznej sytuacji - dodaje prowadzący.
Michał Karnowski dostrzega w tym zamieszaniu symptomy większej zmiany organizacyjnej na rynku mediów. - Redakcje w coraz mniejszym stopniu są trwałymi i ściśle określonymi zespołami dziennikarskimi pracującymi na rzecz wyłącznie danego tytułu, a w coraz większym otwartymi klubami, gdzie poszczególni autorzy ogłaszają swoje materiały, bez zobowiązywania się do wyłączności czy trwałości współpracy. Redakcje coraz chętniej i częściej kupują gotowe materiały, a coraz rzadziej chcą płacić za pracę dziennikarza. Jednocześnie rośnie przyzwolenie na pracę autorów dla kilku tytułów, czasami nawet konkurencyjnych. W Internecie to zjawisko jest jeszcze silniejsze bo tam dochodzi element mieszania treści własnych, unikalnych, z cytatami i informacjami z innych mediów - konkluduje.
Dołącz do dyskusji: Usuwając teksty Hartmana i Ziemkiewicza, Polityka.pl i Onet robią z nich męczenników (opinie)