Cezary Gmyz: "Rz" wcześniej nie przyjęła mojej rezygnacji, a teraz pisze kłamstwa
Zwolniony z „Rzeczpospolitej” dziennikarz Cezary Gmyz ujawnił, że w zeszłym tygodniu sam złożył rezygnację, ale nie została ona przyjęta. Ocenił, że rada nadzorcza Presspubliki w oświadczeniu, w którym uzasadnia decyzje personalne, napisała kłamstwa i stek bzdur.
Zwolnienie dyscyplinarne zostało wręczone Cezaremu Gmyzowi przez radę nadzorczą Presspubliki, wydawcy „Rzeczpospolitej”, w poniedziałek po południu, na zakończenie dwugodzinnej rozmowy. - Rozmawiając z Radą Nadzorczą wydawnictwa wiedziałam, że decyzja została podjęta znacznie wcześnie - ocenił Gmyz w wypowiedzi dla serwisu Niezalezna.pl. - Przez dwie i pół godziny rozmawiałem z tymi ludźmi i miałem poczucie, iż biorę udział nie w żadnym dialogu, tylko kolejnych monologach nie mających nic wspólnego z szukaniem prawdy. Z tego co wiem o komisjach weryfikacyjnych wyrzucających dziennikarzy z pracy w stanie wojennym, to właśnie tak to pewnie wyglądało. Czułem się jak na komisji weryfikacyjnej - dodał w wywiadzie dla wPolityce.pl. Gmyz ujawnił również, że jeszcze w ubiegłym tygodniu sam złożył rezygnację, przy czym nie została ona przyjęta.
>>> Cezary Gmyz zwolniony z „Rzeczpospolitej”
Przypomnijmy, że Cezary Gmyz został zwolniony wskutek jego artykułu opublikowanego przez „Rzeczpospolitą” w zeszłym tygodniu, a mówiącego o śladach trotylu i nitrogliceryny na wraku prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Jednocześnie z Gmyzem w poniedziałek pracę w „Rzeczpospolitej” stracili redaktor naczelny Tomasz Wróblewski, wicenaczelny Bartosz Marczuk i szef działu krajowego Mariusz Staniszewski.
>>> Czystka w „Rzeczpospolitej”. Pracę straci naczelny Tomasz Wróblewski
W oświadczeniu uzasadniającym te zwolnienia rada nadzorcza Presspubliki wyjaśnia, że w zeszłym tygodniu zobowiązała Cezarego Gmyza do przedstawienia do poniedziałku do godziny 14 dokumentów, nagrań i wszelkich materiałów, na podstawie których napisał tekst o trotylu, zapewniając dziennikarzowi dokumenty pozwalające zarówno ochronę świadków jak i pisemne zapewnienie o ochronie jego osoby w razie przyszłych procesów, jeśli okazałoby się, że rzetelnie zbierał materiały i posiada na to stosowne dowody.
„Rada Nadzorcza oraz właściciel wydawnictwa Grzegorz Hajdarowicz po przeprowadzonym postępowaniu uznaje, że dziennikarze związani z publikacją nie mieli podstaw do stwierdzenia, że we wraku tupolewa znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany. Pan redaktor Cezary Gmyz pomimo wcześniejszych zapewnień nie przedstawił żadnych oświadczeń stwierdzając, że informatorzy odmówili złożenia dokumentów” - czytamy w oświadczeniu kierownictwa.
>>> Artykuł „Rzeczpospolitej” dzieli środowisko dziennikarskie
Tę wersję wydarzeń jako nieprawdziwą ocenia Cezary Gmyz. „Bardzo łagodnie rzecz ujmując, wydawca ‘Rzeczpospolitej’ w oświadczeniu mija się z prawdą” - napisał dziennikarz na Twitterze. - To oświadczenie zawiera szereg co najmniej nieścisłości, używając języka prokuratury z ostatniej konferencji, a po ludzku rzecz ujmując kłamstw, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością - dodał w rozmowie z wPolityce.pl. - Dokładnie taki charakter ma to oświadczenie podpisane przez tych ludzi, z których zaledwie jeden otarł się o dziennikarstwo. Ocenianie przez nich mojego warsztatu dziennikarskiego uważam za rzecz dla mnie poniżającą - zaznaczył. - To co jest w tym oświadczeniu, to stek bzdur. To także próba zdruzgotania mojej wiarygodności. Ale tak nieudolna, że otrzymuję nawet wyrazy wsparcia od dziennikarzy w innych sprawach dalekich od moich poglądów, choćby z TVN czy TOK FM - podkreślił dziennikarz.
Dołącz do dyskusji: Cezary Gmyz: "Rz" wcześniej nie przyjęła mojej rezygnacji, a teraz pisze kłamstwa