Co nas czeka na giełdzie? Trudno o hossę, ale warto zbierać akcje
Nadchodzący rok nie będzie łatwy dla giełdowych inwestorów. Nie jest bowiem łatwo kupować akcje, gdy dominuje pesymizm.
A cieszyć się nie ma czym. Grudniowy szczyt ostatniej szansy zakończył się umiarkowanym sukcesem. Uspokoił rynki, ale skoncentrował się tylko na jednej z trzech najważniejszych kwestii. Przyniósł deklarację zgody wszystkich, poza Wielką Brytanią, państw Unii na zaostrzenie dyscypliny budżetowej i zadłużenia. Nie przyniósł rozstrzygnięć zmierzających do przezwyciężenia bieżących problemów najbardziej zadłużonych państw i rozprzestrzeniania się kryzysu zadłużenia oraz powrotu europejskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu, czyli kwestii podstawowej dla dwóch pozostałych. Bez wzrostu gospodarczego nie da się ani wyjść z pułapki zadłużenia, ani utrzymać równowagi finansów państw. Tymczasem zadekretowano jedynie dyscyplinę i kary za jej nieprzestrzeganie, nie zastanawiając się, jak pomóc, by ją osiągnąć, ani jak zagasić pożar rosnącego długu. Syndrom PIIGS będzie więc towarzyszył nam przez kolejny rok i to z coraz większym natężeniem. W najbliższych miesiącach nie tylko kraje z tego klubu będą musiały rolować obligacje o wartości wielu setek miliardów euro. Zatwierdzanie przez parlamenty poszczególnych państw deklaracji podjętych na grudniowym szczycie potrwa prawdopodobnie do wiosny. Wtedy też mają odbyć się wybory w Grecji i we Włoszech, krajach kluczowych z punktu widzenia zadłużeniowych zawirowań, co dodatkowo może być źródłem niepokoju na rynkach. Po pierwszej połowie roku będzie już można powiedzieć więcej o skali spowolnienia gospodarczego lub recesji w Europie i na świecie. Kryzys zadłużenia i spowolnienie gospodarcze to bardzo nieprzyjemna mieszanka. Tym bardziej, że nie sprawdzają się nadzieje na to, że rolę lokomotywy, lub choćby tylko bufora dla słabnących krajów najbardziej rozwiniętych, pełnić będą Chiny czy Indie. Ku zaskoczeniu sporej części ekspertów, jasnym punktem na gospodarczej mapie świata stają się Stany Zjednoczone.
Obraz sytuacji na rynkach finansowych zapowiada się więc nieciekawie, ale perspektywy wcale nie są tak ponure, jakby mogło się wydawać. Przede wszystkim, wiadomo już co nas czeka w rynkowym otoczeniu i jakie są zagrożenia. Po drugie, sporą ich część rynki już uwzględniły. WIG20 ma za sobą spadek o niemal 20 proc., DAX stracił w 2011 roku prawie 15 proc. Indeksy na Wall Street zniżkowały jedynie symbolicznie i jeśli tylko amerykańska gospodarka nie ulegnie pogorszeniu, mają szansę na wzrost, robiąc dobrą atmosferę dla giełd europejskich. O ile więc w pierwszej połowie 2012 roku należy się spodziewać sporej nerwowości na giełdach z możliwością pogłębienia spadków i chwilowych tąpnięć, to bardziej odważni inwestorzy mogą już wtedy zacząć szukać okazji, a ostrożniejsi powinni szykować się do zakupów w drugiej połowie roku. Zakup akcji będzie się wówczas wiązał ze znacznie mniejszym ryzykiem, szczególnie jeśli w pierwszych miesiącach 2012 roku koniunktura giełdowa nie będzie najlepsza i ceny akcji jeszcze spadną. W horyzoncie kolejnych kilkunastu miesięcy szansa na zyski jest bardzo duża. Oczywiście pod warunkiem, że Włochy nie zbankrutują, Europa się nie rozpadnie, recesja nie będzie zbyt dotkliwa i długotrwała, a Chiny nie doznają twardego lądowania. Nabywcy akcji, szczególnie ci, którzy do zakupów ruszą najwcześniej, nie powinni się do papierów nadmiernie przywiązywać. Gdy pojawią się wyraźne sygnały, że sprawy w gospodarce lub z zadłużeniem idą w złym kierunku, bezpieczniej będzie się ich pozbyć lub przynajmniej zmniejszyć zaangażowanie. Do końca pierwszej połowy roku trudno z czystym sumieniem rekomendować zaangażowanie w akcje wyższe niż 50 proc. portfela. Propozycja dla inwestorów ostrożniejszych to maksimum 20 proc. Kolejne 50 proc. to obligacje lub lokaty. Pozostałe 30 proc. można rozdzielić w zależności od skłonności do ryzyka, między złoto, instrumenty związane z surowcami i walutami (optymalne rozwiązanie to struktury z pełną ochroną kapitału). Wśród surowców inwestycje w ropę wydają się znacznie mniej ryzykowne niż w miedź, zaś spośród walut zdecydowanie warto polecić dolary i unikanie euro.
Roman Przasnyski, Open Finance
Dołącz do dyskusji: Co nas czeka na giełdzie? Trudno o hossę, ale warto zbierać akcje