Depozyty bankowe czy fundusze rynku pieniężnego - bezpieczna przystań
W czasie rynkowych zawirowań inwestorzy szukają bezpiecznej przystani. Do tych nasuwających się w pierwszej kolejności należą porównywalne ze sobą depozyty bankowe czy fundusze rynku pieniężnego. W ostatnim roku to lokaty okazały się lepszą inwestycją od funduszy i wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie ta sytuacja nie ulegnie zmianie.
W ostatnich 12 miesiącach średnia stopa zwrotu funduszy rynku pieniężnego wyniosła 4 proc. brutto. To zdecydowanie poniżej inflacji, która wg ostatnich danych wyniosła 4,3 proc. Po zapłaceniu podatku i po uwzględnieniu wskaźnika wzrostu cen, czyli w ujęciu realnym, oznacza to stratę rzędu 1 proc. Lepiej pod tym względem wyszli amatorzy bankowych lokat. Średnia ofert dla rocznych depozytów na 5 tys. zł wynosiła na początku grudnia ubiegłego roku 4,87 proc. brutto (uwzględniamy lokaty jednodniowe i poliso-lokaty). Realnie i po podatku też jest strata, ale jednak nieco mniejsza, bo wynosząca 0,34 proc.
Fundusze pieniężne notują relatywnie najlepsze wyniki w środowisku malejących stóp procentowych i niskiej inflacji. Gdy inflacja rośnie, a Rada Polityki Pieniężnej podnosi stopy procentowe, żeby ją hamować, zyski funduszy pieniężnych są najniższe, a średnia stopa zwrotu okresowo spada nawet poniżej wskaźnika rocznego wzrostu cen, przynosząc realną stratę.
Obecnie jesteśmy właśnie w momencie cyklu, w którym inflacja utrzymuje się na wysokim poziomie. Podobnie jest ze stopami procentowymi, które były podnoszone kilkukrotnie w pierwszej połowie tego roku. Z dalszymi decyzjami Rada na razie się wstrzymuje, ale – jak podano w komunikacie po ostatnim jej posiedzeniu – nie wyklucza w przyszłości dalszego dostosowywania polityki pieniężnej (czyt. podwyżek stóp procentowych), gdyby pogorszyły się perspektywy powrotu inflacji do celu (2,5 proc.). W takich warunkach słabe osiągnięcia funduszy pieniężnych nie są więc czymś szczególnie niespodziewanym. Idąc dalej tym tropem, nie można oczekiwać poprawy do czasu, aż inflacja nie zacznie wyraźnie spadać, a w ślad za nią nie pójdą stopy procentowe. W opinii RPP w najbliższych miesiącach inflacja nadal kształtować się będzie na podwyższonym poziomie, co może oznaczać, że na ewentualną obniżkę stóp trzeba będzie poczekać trochę dłużej. Można zatem oczekiwać, że najbliższe dwa kwartały nie będą polem do popisu dla funduszy pieniężnych i o wiele bardziej wartym rozważenia jest założenie trzy- czy sześciomiesięcznej lokaty w banku, których średnie oprocentowanie brutto waha się teraz w okolicach 5,1-5,2 proc., przy czym na najlepszych można zyskać nawet ponad 6 proc. netto.
Ci, którzy przed rokiem trochę się rozejrzeli i (nie ograniczając pola wyboru do jednego banku, w którym akurat mają rachunek) wyszukali jedną z lepszych w danym momencie ofert depozytowych, wyszli na tym lepiej od tych, którzy zainwestowali w fundusz pieniężny. W przypadku funduszu nie ma bowiem możliwości dokładnego określenia zysku na koniec inwestycji, tak jak to jest w przypadku depozytu bankowego, co jest jego najważniejszą przewagą. Zakładając dziś lokatę na 6 proc. w skali roku ma się pewność, że taki właśnie procent za rok się otrzyma.
Ale atuty można też oczywiście wskazać po stronie funduszy. Chodzi przede wszystkim o płynność, czyli łatwą dostępność pieniędzy. Z funduszu można wycofać środki w dowolnym momencie bez utraty już wypracowanych zysków, które naliczane są po trochu każdego dnia wyceny jednostki uczestnictwa. W przypadku lokaty, jej przedterminowe zerwanie oczywiście też jest możliwe w każdej chwili, ale oznacza, że otrzymamy tylko zwrot zainwestowanego kapitału, bez odsetek lub tylko część należnego zysku. Ci, którym szczególnie zależy na płynności, także w ofercie banków znajdą coś dla siebie. To konta oszczędnościowe, oprocentowane wg zmiennej stopy procentowej, nieco niższej niż w przypadku lokat o stałym oprocentowaniu, i najczęściej z pewnymi obostrzeniami w kwestii liczby bezpłatnych wypłat w trakcie miesiąca, ale dające możliwość dostępu do gotówki bez utraty wypracowanych zysków.
Nie powinni też całkowicie przekreślać funduszy pieniężnych ci klienci TFI, którzy inwestują w tzw. funduszu parasolowym, w ramach którego można lokować w szereg subfunduszy o różnych strategiach inwestycyjnych. Podczas przekładania środków z jednego subfunduszu do innego, nie powstaje konieczność zapłacenia podatku od ewentualnego zysku, jak to jest w przypadku konwersji z jednego zwykłego funduszu do drugiego, która z punktu widzenia fiskusa jest równoznaczna z umorzeniem. Mechanizm odraczający płatność podatku może działać całymi latami, aż do chwili ostatecznego opuszczenia parasola podatkowego. Podczas bessy, gdy na akcjach głównie się traci, obecność funduszu pieniężnego pod parasolem może być bardzo przydatna. Można go wówczas potraktować jak bezpieczny azyl, w którym gotówka może poczekać na lepsze czasy, bez narażania się przy tym na konieczność uiszczenia podatku od wypracowanych do tego czasu zysków, co miałoby miejsce przy umorzeniu jednostek w klasycznym funduszu.
Warto tez zwrócić uwagę na fakt, zwłaszcza w obecnej dobie turbulencji na rynkach finansowych, że aktywa funduszu, przechowywane w banku depozytariuszu, nie mogą być przedmiotem egzekucji kierowanej przeciwko niemu, nie wchodzą do masy upadłościowej i nie mogą być objęte postępowaniem naprawczym. Depozyty bankowe są gwarantowane w 100 proc. przez Bankowy Fundusz Gwarancyjnych do kwoty stanowiącej równowartość 100 tys. euro. Osoby inwestujące większe kwoty mogą więc teoretycznie czuć się bezpieczniejsze trzymając pieniądze w funduszu.
Bernard Waszczyk, Open Finance
Dołącz do dyskusji: Depozyty bankowe czy fundusze rynku pieniężnego - bezpieczna przystań