Dziennikarze „Warszawskiej Gazety” zaprzeczyli, jakoby podszywali się pod Tomasza Lisa na Twitterze
Dziennikarze „Warszawskiej Gazety” podkreślili, że nie prowadzili fałszywego konta twitterowego Tomasza Lisa, z którym miał skontaktować się sędzia Wojciech Łączewski, żeby ustalić sposoby walki z rządem PiS. Sprawę wcześniej opisał serwis Kulisy24.com, także nie podając tożsamości autora prowokacji.
Serwis Kulisy24.com i „Warszawska Gazeta” podały, że sędzia Wojciech Łączewski, który wydał m.in. wyrok skazujący Mariusza Kamińskiego za nadużycia w czasie kierowania CBA i kibiców za antysemickie przyśpiewki na stadionie, nabrał się na fałszywy profil twitterowy Tomasza Lisa. Ze swojego drugiego konta na tym portalu Łączewski miał wysłać prywatne wiadomości z propozycją spotkania z dziennikarzem, żeby omówić nową strategię walki z rządem PiS (dla uwiarygodnienia się przesłał także swoje zdjęcie).
Kulisy24.com opisały sprawę pod koniec stycznia bez podania nazwiska sędziego, ponieważ dziennikarze serwisu Michał Majewski i Sylwester Latkowski nie byli pewni, czy sami nie są poddawani prowokacji. Podkreślają natomiast, że widzieli, jak sędzia Łączewski przychodzi na miejsce spotkania z Tomaszem Lisem umówionego za pośrednictwem Twittera.
Z kolei „Warszawska Gazeta” w zeszłym tygodniu podała (w artykule napisanym przez Pawła Mitera), że z Lisem próbował skontaktować się sędzia Łączewski, oraz zamieściła zdjęcia, które miał on przesłać fałszywemu profilowi naczelnego „Newsweeka”.
Rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie, gdzie pracuje Wojciech Łączewski, poinformowała w czwartek, że złożył on w prokuraturze kolejne zawiadomienie o tym, że włamano się do jego komputera i podszywano pod niego w internecie. Podkreśliła też, że sędzia nie wysyłał wiadomości na fałszywe konto twitterowe Tomasza Lisa.
Zarówno Kulisy24.com, jak i „Warszawska Gazeta” nie podały, kim jest autor fałszywego profilu Lisa i od kogo otrzymały informacje o tej sprawie. Napisały jedynie, że profil założył i prowadził dla żartu pewien internauta.
W weekend dziennikarze „Warszawskiej Gazety” podkreślili, że to nie oni są autorami prowokacji. - Żaden dziennikarz nie podawał się za Tomasza Lisa! Nikt od nas nie prowadził rozmowy z sędzią - stwierdził na Twitterze Paweł Miter. - Manipulacją jest stwierdzenie, że na profilu Twitter (direct message) uaktywnił się dziennikarz jednej z gazet. Nie jest publiczną informacją, kim była osoba na Twitterze, podająca się za Tomasza Lisa, do której pisał sędzia Wojciech Łączewski. Natomiast zamieszenie tej informacji pomiędzy nazwą „Warszawskiej Gazety”, a kłamstwami na mój temat, sugeruje, że mogłem być tym dziennikarzem lub zlecić tą prowokację. Jest to nie tylko kłamstwo i zniesławienie, ale pomówienie o działanie niezgodne z prawem - napisał w oświadczeniu Piotr Bachurski, redaktor naczelny „Warszawskiej Gazety”.
Przypuszczenie, że fałszywe konto Lisa mógł prowadzić Paweł Miter wynika z tego, że jest on autorem dwóch głośnych prowokacji sprzed kilku lat. W 2010 roku, podając się mailowo za ówczesnego szefa Kancelarii Prezydenta RP, załatwił sobie u ówczesnego prezesa Telewizji Polskiej intratny kontrakt na autorski program. Natomiast w 2012 roku, podając się telefonicznie za urzędnika Kancelarii Premiera, ustalał z prezesem gdańskiego sądu Ryszardem Milewskim skład sędziowski orzekający w sprawie Amber Gold.
Kulisy24.com i „Warszawska Gazeta” nie zamierzają ujawnić, od kogo otrzymali twitterową korespondencję rzekomego Tomasza Lisa i sędziego Łączewskiego, tłumacząc to ochroną źródła informacji. - Za Milewskiego już mam proces, tutaj też mogę mieć, źródła nie wydam - podkreślił na Twitterze Paweł Miter.
Dołącz do dyskusji: Dziennikarze „Warszawskiej Gazety” zaprzeczyli, jakoby podszywali się pod Tomasza Lisa na Twitterze