Gary Wilson, The Jesus And Mary Chain i The Notwist na OFF Festival 2014

The Jesus And Mary Chain to pionierzy shoegaze'u, a także as pik w talii dźwiękowych terrorystów. Gdyby był to koncert klubowy, radzilibyśmy wam zabrać kaski i ochraniacze na zęby. Pierwsze koncerty The Jesus And Mary Chain trwały po kilkanaście minut. Później - z powodu ogólnej rozróby - trzeba było przerywać i walczyć o życie. Tę niepohamowaną energię uwalniały potężnie przesterowane gitary Szkotów, które nawiązywały do brzmień The Velvet Underground czy The Stooges. Bracia Reid kontrowali jednak punkową furię zaskakująco pięknymi, niemal popowymi melodiami. Świetnym przykładem takiego kontrastu było singlowe "Just Like Honey", po które sięgnęła zresztą Sofia Coppola, przygotowując soundtrack do "Między słowami". Nie ma dość miejsca w internecie, by wymienić wszystkie zespoły, które zainspirowali The Jesus And Mary Chain. Zwłaszcza, że robią to dalej. Jedyne, co się zmieniło, to fakt, że dziś już nie prowokują bójek.

Najbardziej brytyjski z niemieckich zespołów, The Notwist, powrócił w świetnym stylu. Na wydanym właśnie w Sub Pop "Close to the Glass" Bawarczycy prezentują to, w czym są najlepsi - mieszają elektroniczne pętle i breaki z brzmieniem żywych instrumentów. Nic dziwnego, że w prasie wciąż porównuje się ich do takich tuzów jak Radiohead, Hood czy Stereolab. Zresztą, dokładnie tak jak ich ulubieńcy, The Notwist nie boją się też zaskakiwać. Przypomnijmy chociażby ich wspólny projekt z Themselves - 13 & God, w którym nagrywają eksperymentalny hip-hop pod banderą Anticon. A przecież mogliby w nieskończoność grać swoje melancholijne hymny rodem z kultowego "Neon Golden". Na szczęście mają inne plany. Cieszymy się, że możemy być ich częścią.

Zachwyciła was historia Sugar Mana? Cóż, Gary Wilson ma podobną, a do tego gra znacznie ciekawszą muzykę. Enigmatyczny Amerykanin kombinował z awangardą, ale jakże mogło być inaczej, skoro jako nastolatek poznał samego Johna Cage'a. Wilson balansował więc na granicy nowej fali i muzyki eksperymentalnej. W 1977 roku wydał zaskakującą, wizjonerską płytę "You Think You Really Know Me", którą podbił serca The Residents czy Becka. Tworząc tak odważną muzykę, nie mógł jednak liczyć na poważną karierę, więc zniknął. Przepadł do tego stopnia, że kolejni zachwycający się jego twórczością fani rozpoczęli śledztwo w celu wytropienia Wilsona.
Zaangażowano nawet profesjonalnego detektywa. Odnalazł się po ponad dwudziestu latach. Okazało się, że pracował w klubie ze striptizem. Zachęcony determinacją fanów postanowił wrócić i rzucił się w wir nagrywania.

Walijczycy z Los Campesinos! podążają śmiało ścieżką wydeptaną przez rodaków z Super Furry Animals. Ich pop jest zakręcony, ale trudno się od niego opędzić. Szeroki skład i bogate aranżacje mogą przywodzić na myśl dokonania Belle & Sebastian, a nawet Broken Social Scene, gdyż Los Campesinos! nie straszny też dźwięk przesterowanej gitary. Wydane w ubiegłym roku "No Blues" to najbardziej dojrzały album w historii zespołu - opakowany w piękne harmonie, uderzający potężnymi refrenami i dźwiękowym bogactwem.

Przybrudzone piosenki chłopaków z Black Lips automatycznie przenoszą do zawadiackiej psychodelii lat 60. W melodiach oraz chałupniczej produkcji ekipy z Atlanty mogliby się przejrzeć niektórzy ze współczesnych: Ty Segall czy choćby nieodżałowany Jay Reatard. Z tą jednak różnicą, że autorów "Arabia Mountain" nie ciągnie tak bardzo w stronę surowości punk rocka. Oni mają już przecież wszczepiony ten gen The Yardbirds i The Rolling Stones. I nawet trochę tak brzmią, gdy przyjmiemy poprawkę, że nie wychował ich wilgotny Londyn, tylko spalone słońcem Południe.
Pional czyli właściwie Miguel Barros. Pochodzący z Madrytu wokalista, producent i twórca remiksów. OFF-owej publiczności oraz fanom wysmakowanego house'u dał się już poznać jako współpracownik Johna Talabota. Pional występował również jako suport podczas koncertów The xx. Ostatecznie Young Turks - wytwórnia wydająca obu jego artystycznych patronów - zaproponowała współpracę i jemu. W ubiegłym roku ukazała się jego solowa epka "Invisible/Amenaza", która uwypukliła popowe ciągoty Hiszpana. Pional zastępuje w składzie festiwalu Jacquesa Greene'a.

Twierdzą, że to hołd dla Black Flag i pizzy, speed metalu i browarów w puszce. O tym ostatnim nie muszą zbyt długo przekonywać, w końcu Cerebral Ballzy nazwali jedną ze swoich piosenek "Underage Drink Forever". O tym pierwszym zresztą też - ich debiutancki album zionie miłością do hardcore'u z lat 80. Zauważył to zresztą Keith Morris, zapraszając Cerebral Ballzy na wspólną trasę z grupą OFF!. W 2014 roku ukaże się druga płyta nowojorczyków "Jaded & Faded". Producencką pieczę nad albumem objął sam Dave Sitek.

Lee Bains III był typowym chłopakiem z Alabamy. Zakochany w tradycyjnym rocku i uczący się podstaw śpiewu w kościelnym chórze. Później jednak przyszły studia w Nowym Jorku i powiew wielkiego świata. Bains się jednak nie zachłysnął. Gdy skończył szkołę, wrócił w rodzinne strony i założył zespół grający tradycyjnego southern rocka w klimacie The Dexateens, Drive-by Truckers czy nawet Boba Segera. Czyli kolejna stylizacja? Nic z tych rzeczy, to już płynie w żyłach chłopaków z Alabamy.

Wcześniej udział potwierdzili m.in. Holden, Belle & Sebastian, 65daysofstatic, Chelsea Wolfe, Earth, Fuck Buttons, Neutral Milk Hotel, Perfume Genius czy Wild Books.

Dzień przed OFF festiwalem, 31 lipca, odbędzie się before party w nowej formule, pod kuratorską opieką kultowego festiwalu All Tomorrow's Parties.

Karnety są dostępne w sprzedaży.