SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Tajemnicze billboardy i rządowa strona. Tak PiS szykuje się na wybory

"Gdzie te pieniądze były zakopane?" - to pytanie z billboardów, których przybywa w ostatnich dniach w wielu miejscach w Polsce. Nie są podpisane, choć adres powiązanej z nimi strony internetowej znajduje się w domenie gov.pl przeznaczonej dla organizacji rządowych. Mają uderzać w Donalda Tuska i jego słowa z 2014 r. - To odniesienie jest kompletnie nieczytelne. Jeśli oczekiwanym rezultatem ma być pozbawienie Koalicji Obywatelskiej głosów, to będzie to mało skuteczne - uważa Łukasz Warzecha, publicysta i komentator polityczny.

O nowych billboardach jako pierwszy napisał lokalny portal z Łowicza w województwie łódzkim. "Nośniki z górą pieniędzy na palecie spotkać można m.in. na Popowie i Podgrodziu" - czytamy na stronie lowicz24.eu. Oprócz banknotów na billboardach na białym tle widać niebieskie litery układające się w napis: "Gdzie te pieniądze były zakopane". Na końcu umieszczono znak zapytania, który wyróżniono kolorem czerwonym.

Pytanie nawiązuje do wypowiedzi Donalda Tuska z 2014 r., gdy był on jeszcze premierem. Podczas wizyty w Zakopanem komentował wyborczą obietnicę PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego obiecała wtedy Polakom program 500+ zakładający, że rodzice otrzymają 500 zł miesięcznie na drugie i kolejne dziecko w rodzinie. Donald Tusk powiedział, że to "bardzo fajny pomysł". - Jestem gotów serio porozmawiać o tym dzisiaj, tylko według mojej najlepszej wiedzy nie ma takiej możliwości sfinansowania tego projektu. Jeśli w Polsce ktoś wie, gdzie te miliardy leżą zakopane i można je natychmiast uruchomić i porozdawać ludziom, to ja będę najszczęśliwszym premierem w Europie, jeśli będę mógł być autorem czy współautorem takiego projektu - mówił dziewięć lat temu w Zakopanem Donald Tusk.

Niedawno premier Mateusz Morawiecki odniósł się do tych słów. W swoich mediach społecznościowych zamieścił wideo. Rozpoczyna je tamta wypowiedź Tuska. Później słychać już głos triumfującego premiera. "Znaleźliśmy te pieniądze i nie były one nigdzie zakopane. Po prostu przez lata znikały w kieszeniach ludzi z szarej strefy, a państwo im na to pozwalało. Okradali nas wszystkich" - mówi Morawiecki. Dalej premier przekonuje, że budżet Polski został podwojony. "Czy to jakaś magia? Nie. Po prostu trzeba wiedzieć, jak działa państwo, umieć rządzić i przede wszystkim chcieć pracować dla Polski i dla Polaków. I nie opowiadać bajek o skarbach zakopanych w ogrodzie" - poucza Morawiecki.

Rząd chwali się sukcesami

Nowe billboardy mają nawiązywać do obu wypowiedzi. Świadczy o tym uruchomiona niemal w tym samym czasie strona internetowa niezakopane.gov.pl. Po wejściu tam widać hasło z wielkoformatowych tablic oraz palety z pieniędzmi. Poniżej można przeczytać krótkie wyjaśnienie: "Mówiono, że nikt nie wie, gdzie te miliardy złotych były zakopane, ale my je znaleźliśmy – i nie były one nigdzie zakopane. Dzięki działaniom rządu do polskiego budżetu wpłynęły dodatkowe miliardy złotych. To oznacza niższe podatki dla obywateli i – jednocześnie – środki na aktywną politykę społeczną czy liczne inwestycje. Obniżamy podatki, a wpływy do budżetu rosną: w 2022 r. były o 80% wyższe niż w 201 r.".

Obok jest jeszcze zamieszczony film przypominający wypowiedź Tuska z 2014 r. oraz prześmiewcze wypowiedzi. Widzimy mężczyznę z łopatą w ręku kopiącego dół. Pyta: "Gdzie te miliardy? Wszędzie szukałem. Nigdzie ich nie ma". Później zobaczymy białego misia przy wjeździe do Zakopanego, który kiwa przecząco głową i rozkłada bezradnie ręce. Wreszcie kobieta informuje, że z tytułu luki VAT w latach 2008-2015 Polska straciła 250 mld zł. Słyszymy wtedy, że za te pieniądze powstałoby 600 szpitali, wybudowanoby 7 tys. km dróg i kupiono 3 tys. szybkich pociągów.

Na rządowej stronie można jeszcze hasłowo przeczytać o zasługach gabinetu Mateusza Morawieckiego: "zreformowaliśmy administrację skarbową, uszczelniliśmy system podatkowy, ograniczyliśmy szarą strefę, wdrożyliśmy zaawansowane narzędzia analityczne, poprawiliśmy jakość obsługi podatników, obniżyliśmy podatki dla polskich rodzin i firm, zapewniliśmy stabilność finansów publicznych".

Kampania? CIR: "Jest to zgodne z misją rządu"

Dr Mirosław Oczkoś, ekspert od wizerunku, przyznaje, że razi go, że w kampanii stworzono stronę internetową znajdującą się w domenie gov.pl przeznaczonej dla organizacji rządowych: - Czyli to są nasze pieniądze. Możemy się zatem czuć, jakbyśmy wszyscy brali udział w finansowaniu tej kampanii. To świństwo i złamanie reguł. Tak nie powinno być. Wcale się nie zdziwię, jeśli usłyszę, że to nie jest element kampanii wyborczej, tylko np. kampania informacyjna rządu.

To przypuszczenie potwierdza odpowiedź, jaką otrzymaliśmy od Centrum Informacyjnego Rządu: - Celem kampanii jest przedstawienie zmian dotyczących polskiego budżetu i sfery finansów publicznych, w tym efektów uszczelnienia systemu podatkowego i wzrostu dochodów budżetu państwa, m.in. z podatków VAT i CIT. Realizatorem jest Ministerstwo Finansów, przy wsparciu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Jest to zgodne z misją rządu, do której należy rzetelne informowanie społeczeństwa o realizowanych zadaniach i projektach. W związku z tym kampania wpisuje się w standardowe działania informacyjne instytucji rządowych, które przy projektach komunikacyjnych posługują się domeną gov.pl.

Dalej czytamy o sukcesach rządu PiS. - W ostatnich latach wdrożyliśmy szereg istotnych zmian w zakresie finansów publicznych. Przeprowadziliśmy reformę administracji skarbowej. Od 2017 r. działa Krajowa Administracja Skarbowa, która skutecznie pobiera podatki i cło oraz zwalcza przestępczość ekonomiczną. Wprowadziliśmy szereg rozwiązań, które uszczelniają system podatkowy. Jednocześnie coraz więcej pieniędzy możemy przeznaczyć na rozwój Polski. A to dzięki znaczącemu wzrostowi wpływów budżetowych w ostatnich latach. Zwiększają się wpływy z podatku VAT, CIT i akcyzy oraz maleje tzw. luka VAT-owska. Walczymy z szarą strefą i wzmacniamy uczciwą konkurencję. Wprowadziliśmy wiele korzystnych rozwiązań podatkowych, które obniżyły podatki milionom Polaków - to fragment odpowiedzi na nasze pytania o to, czemu rząd wraca na billboardach do sprawy sprzed dziewięciu lat i dlaczego obecna kampania promocyjna PiS ruszyła, jeszcze zanim wystartowała kampania wyborcza (prezydent nadal nie ogłosił terminu wyborów parlamentarnych).

"Nie widzę w tym pomyśle nic świeżego"

Łukasz Warzecha, publicysta i komentator polityczny, jest zwolennikiem wyraźnego oddzielania kwestii partyjnych od rządowych: - Na pewno PiS nie powinno sobie robić kampanii na stronach rządowych ani za rządowe środki.

Zdaniem Warzechy odwoływanie się w kampanii do słów Tuska z 2014 r. nie ma sensu. - To odniesienie jest kompletnie nieczytelne. Skoro ja tego nie skojarzyłem, a żyję z komentowania polityki, to jak ma to dotrzeć do ludzi, którzy na co dzień się nią nie interesują? - pyta retorycznie publicysta. - Zapewne w którymś momencie kampanii ta wypowiedź Tuska zostanie przypomniana. Pewnie zrobią to też "Wiadomości" TVP, czyli propagandowy program PiS-u, ale mimo wszystko uważam, że odnoszenie się do czegoś, co nie jest naturalnym skojarzeniem, z wizerunkowego punktu widzenia jest ryzykowne - ocenia publicysta.

Warzecha zauważa również, że temat kampanii billboardowej nawiązuje do ogłoszonego niedawno przez Jarosława Kaczyńskiego pomysłu na waloryzację 500+: - Dla mnie to ewidentne, że ma to związek z 800+. Wydaje mi się, że w tej kampanii chodzi też o to, by podkreślić socjalną stronę PiS-u i powrócić do dawnego rozróżnienia na Polskę solidarną versus Polskę liberalną.

- Nie wiem, czy to dobry kierunek. Sondaże dość jasno pokazują, że zapowiadane 800+ nie zrobiło wrażenia na wyborcach. Dlatego uważam, że ważniejszym problemem dla PiS powinno być przekonanie swojego elektoratu, że większe wydatki socjalne nie oznaczają ryzyka wyższej inflacji niż wskazywanie, że Donald Tusk nie chciał rozdawać pieniędzy. Paradoksalnie może się okazać, że nawet dla części wyborców PiS wypowiedź Tuska może być odbierana pozytywnie, jeśli martwi ich wysoka inflacja i zdają sobie sprawę z tego, że transfery socjalne tylko ją wzmacniają. Oczywiście to nie spowoduje, że przerzucą swoje poparcie na opozycję. Ale jeśli oczekiwanym rezultatem ma być pozbawienie Koalicji Obywatelskiej głosów, to będzie to mało skuteczne. Poza tym nie widzę w tym pomyśle nic świeżego - uważa Łukasz Warzecha.

Ekspert o kampanii wyborczej: "to będzie rzeź medialna"

Również sceptyczny co do skuteczności rządowej kampanii jest dr Oczkoś. - Pytanie z billboardów jest kompletnie abstrakcyjne, trudno się zorientować, o co chodzi. Poza tym nie zawiera w sobie dużego ładunku emocjonalnego - zauważa ekspert. Przypomina hasło "PiS = drożyzna", które Platforma Obywatelska umieściła na plakatach przed świętami wielkanocnymi. - Krótki komunikat, który od razu pobudza emocje, bo każdy z nas widzi, że ceny skoczyły w górę - wyjaśnia nasz rozmówca.

Dr Oczkoś zwraca też uwagę, że sięganie po archiwalną wypowiedź mija się z celem. - Dziś mało kto pamięta, co polityk powiedział dwa miesiące temu, nie mówiąc już o poprzedniej kampanii wyborczej sprzed czterech lat, a tu wraca się do słów z 2014 r. Pytanie: jak to będzie obudowane? Jeśli to będzie kampania teaserowa, to zgodnie z zasadami powinny być jeszcze jej dwie odsłony, tak by w ostatniej dowalić albo coś oznajmić - przewiduje ekspert. Zaznacza, że z oceną całej kampanii trzeba poczekać do jej zakończenia. Natomiast jej start mu się nie podoba. - To powinno być bardziej odjechane i rozbudzić naszą ciekawość, co się dalej wydarzy. Na razie nie udało się przyciągnąć uwagi wyborców. Pytają o to wyłącznie dziennikarze - ocenia dr Oczkoś.

Ekspert uważa, że opowiedzenie historii o wypowiedzi Tuska z 2014 r. nie będzie łatwe do pokazania na billboardach tak, by przechodzień wiedział, że to kampania PiS-u wymierzona w byłego premiera: - To trudne zadanie, bo pierwszy teaser ma przyciągnąć uwagę, czyli być tajemniczy, szokujący, świetny graficznie, a tu nic z tego nie ma. Brakuje efektu "wow". Dla elektoratu PiS-u to może być zbyt trudne do skojarzenia. Już lepiej byłoby uzupełnić historię z billboardów filmikami w telewizji i internecie.

Dr Oczkoś zwraca też uwagę na to, że kampania może mieć związek z komisją potocznie nazwaną "lex Tusk", która zajmie się badaniem rosyjskich wpływów. - Już słyszymy, że od ponad roku służby wyciągały z różnych instytucji materiały, które mogą być wykorzystane podczas przesłuchań. Być może zeznania przed tą komisją da się połączyć z billboardami, by z wielu stron uderzać w Donalda Tuska - komentuje ekspert od wizerunku. - Niestety najbliższa kampania wyborcza nie będzie opierać się na merytorycznych kwestiach. Spodziewam się raczej metod średniowiecznej walki na siekiery, noże, miecze, obcinanie głowy i rąk, wydłubywanie oczu i nabijanie na pal ku przestrodze tym, którzy chcieliby mieć inne zdanie. To będzie rzeź medialna - przewiduje dr Oczkoś.