SzukajSzukaj
dołącz do nasFacebookGoogleLinkedinTwitter

Rząd szykuje szerokie blokowanie stron internetowych. „W projekcie jest zaszyta inwigilacja użytkowników sieci”

Rząd pracuje nad wprowadzeniem centralnego rejestru stron internetowych  oferujących nielegalne towary i usługi. Dostęp do domen umieszczonych na liście ma być blokowany przez dostawców internetu. Ministerstwo Cyfryzacji zapewnia, że centralny rejestr to niższe koszty walki z zabronioną działalnością, ale organizacje broniące wolności w sieci przestrzegają, że w projekcie otwarto furtkę do inwigilacji w sieci i kontrolowania jakie strony odwiedzają internauci.

O projekcie przygotowywanym przez kilka ministerstw poinformował „Dziennik Gazeta Prawna”, szczegółowe dane na jego temat zostały też umieszczone na stronach rządowych w postaci korespondencji wysłanej do sekretariatu komitetu rady ministrów przez ministra cyfryzacji Marka Zagórskiego.

Rejestr stron zakazanych

Sama koncepcja ograniczania dostępu do konkretnych stron internetowych w wypadku obecnego rządu nie jest nowa. Zgodnie z nowelizacją ustawy o grach hazardowych od 1 lipca 2017 r. zablokowany jest dostęp do stron internetowych uznanych przez Ministerstwo Finansów za nielegalne. W większości dotyczy to serwisów bukmacherskich online.

Nad obecnym projektem zakładającym możliwość blokowania większego zakresu stron internetowych niż tylko te związane z hazardem pracuje wspólnie kilka resortów - Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Infrastruktury i Ministerstwo Zdrowia oraz Ministerstwo Cyfryzacji (MC). Wcześniej trzy wymienione ministerstwa (z wyjątkiem tego ostatniego) planowały utworzenie własnych rejestrów stron internetowych, w których miały się znaleźć domeny np. dystrybuujące zabronione w Polsce towary lub oferujące usługi niezgodne z obowiązującymi przepisami.

Jak jednak wyjaśnia w mailu skierowanym do redakcji Wirtualnemedia.pl resort cyfryzacji to właśnie MC wystąpiło z inicjatywą stworzenie jednego centralnego rejestru stron, które mogą być blokowane.

- Ministerstwo Cyfryzacji (MC) dostrzegając prace legislacyjne nad kolejnymi rejestrami (w ramach ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, ustawy o transporcie drogowym czy nadzorze nad rynkiem finansowym) zaproponowało skoordynowanie prac na techniczną stroną funkcjonowania rejestrów – czytamy w komunikacie. - Krótko mówiąc, ponieważ sprawa sprowadza się do obowiązku blokowania określonych zasobów przez przedsiębiorców telekomunikacyjnych (jak to się odbywa dzisiaj w oparciu o przepisy tzw. ustawy hazardowej), zaproponowaliśmy rozwiązanie przewidujące jeden centralny rejestr, tak aby zminimalizować i zoptymalizować koszty po stronie administracji publicznej i przedsiębiorców telekomunikacyjnych. Ministerstwo Cyfryzacji zaproponowało zatem wizję jednego rejestru i funkcjonowanie analogicznych przepisów w proponowanych ustawach, mając także na uwadze dbałość o jakość i spójność legislacji w omawianym zakresie.

W rozmowie z Wirtualnemedia.pl Anna Streżyńska, była minister cyfryzacji nie chciała komentować projektu budowy centralnego rejestru zakazanych stron internetowych tłumacząc, że za mało wie o tym projekcie. Streżyńska nie wie skąd w resorcie zrodziła się koncepcja stworzenia centralnej listy blokowanych domen przyznając jednocześnie, że w czasie gdy ona kierowała MC nie było podobnych pomysłów wewnątrz ministerstwa, ani też sugestii pochodzących z zewnątrz.

Projekt centralnego rejestru stron internetowych służących do oferowania towarów i usług niezgodnych z przepisami prawa ma działać w ten sposób, że lista będzie współtworzona przez urzędników konkretnych ministerstw. Mają oni wyszukiwać w sieci witryny łamiące konkretne przepisy, np. oferując dopalacze, leki niedopuszczone do obrotu czy konkretne usługi finansowe. Po trafieniu do rejestru dostawcy internetu i operatorzy telekomunikacyjni będą zobowiązani do blokowania dostępu do konkretnej strony internetowej.

Furtka do inwigilacji

Zapowiadane wprowadzenie rejestru stron zakazanych jest obserwowane z rosnącym niepokojem przez organizacje zajmujące się ochroną wolności i prywatności w internecie. W rozmowach z nami podkreślają oni, że w obecnej swej konstrukcji projekt zmierza w niebezpiecznym kierunku, bowiem pozostawia decyzjom pojedynczych urzędników blokowanie konkretnych stron, a ewentualna droga odwoławcza kończąca się na sądzie będzie zapewne długa i w związku z tym nieefektywna. Dodatkowo istnieje zagrożenie, że zakres stron podlegających blokadom będzie w przyszłości rozszerzany bez odpowiedniej kontroli ze strony społeczeństwa.

Krzysztof Izdebski, członek zarządu i dyrektor programowy Fundacji ePaństwo podkreśla, że planowany obecnie rejestr nie jest jedynym przykładem prób regulowania internetu w sposób wygodny dla sprawujących władzę.

- Rozwiązanie nie jest niestety nowe - przyznaje Krzysztof Izdebski. - Mamy już do czynienia z przepisami regulującymi blokadę treści w internecie, a zaczęło się to w 2016 r. wraz z uchwaleniem tzw. ustawy antyterrorystycznej. Co ciekawe, mimo serii protestów przeciwko propozycji wprowadzenia Rejestru Stron Niedozwolonych w 2010 r. oraz umowy ACTA w 2012 r., które były afirmacją wolności internetu, społeczeństwa oddają ją obecnie bez większej krytyki. Jednocześnie obserwujemy, że niekiedy i dyskusja o tzw. dezinformacji czy fake news idzie w kierunku blokowania lub usuwania treści internetowych. Już nie tylko takich, które naruszają prawo, ale takich, które są nieprawdziwe, a to kierunek niebezpieczny, bo często ocenny. Tym bardziej, wobec doświadczeń w blokowaniu treści internetowych należy śledzić dyskusje nad próbami regulacji tego fenomenu współczesnego internetu – ocenia Izdebski.

Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon w rozmowie z nami nie kryje krytycznej oceny planowanego rejestru i jednocześnie zwraca uwagę na mniej znany wątek związany z możliwością inwigilowania obywateli.

-  Do prowadzonego rejestru kolejne pozycje wpisywać będą urzędnicy z czterech instytucji - przypomina Klicki. - Zablokowanie dostępu do treści będzie arbitralną decyzją urzędnika, która dopiero po kilku miesiącach będzie mogła trafić na biurko sędziego. Zmiany mają zostać wprowadzone do prowadzonego przez Ministerstwo Infrastruktury projektu ustawy tzw. lex Uber. Powołanie centralnego rejestru doskonale obrazuje podnoszoną przez nas obawę - dzisiaj strony na zakazaną listę wpisywać ma m.in. sanepid. Nie wiadomo, komu to uprawnienie i w jakim celu zostanie przyznane jutro. Wystarczy przypomnieć, że w poprzedniej kadencji rządzący dziś Polską politycy zaciekle walczyli o blokowanie stron pornograficznych.

Zdaniem naszego rozmówcy w propozycji stworzenia centralnego rejestru stron zakazanych najgroźniejszy jest jednak hermetycznie brzmiący przepis zawarty w artykule 24d dający otwartą drogę do kontrolowania przez rząd jakie strony internetowe są odwiedzane przez użytkowników.

- Oznacza to, że Główny Inspektor Sanitarny (podobnie jak MF, MI i KNF) będzie mógł weryfikować, czy operatorzy telekomunikacyjni skutecznie wywiązują się ze swojego obowiązku blokowania stron internetowych poprzez sięganie po tzw. dane telekomunikacyjne – wyjaśnia Klicki. - Chodzi o informacje, kto próbował wejść i kto faktycznie wszedł na zabronioną stronę. Jeśli więc zajrzymy na taką stronę omijając blokadę, a jednocześnie nie dbając o skuteczne ukrycie swojej tożsamości, informacje o nas trafią do sanepidu. Podobnie stanie się wtedy, gdy zaintrygowani argumentami Panoptykonu przeciwko blokowaniu postanowicie sprawdzić, czy zakazane strony u Was działają. W rozmowie z przedstawicielami operatora telekomunikacyjnego usłyszeliśmy jednak, że w praktyce kontrowersyjny przepis może doprowadzić do tego, że m.in. sanepid uzyska w ten sposób dostęp do całego interfejsu operatora i wszystkich informacji o użytkownikach telefonów.

Przedstawiciel Panoptykonu nie dziwi się, że rząd chce weryfikować, czy operatorzy telekomunikacyjni rzetelnie wywiązują się ze swojego obowiązku blokowania stron internetowych.

- To logiczna konsekwencja decyzji pójścia w stronę blokowania stron - przyznaje Klicki. - Jeśli jednak rząd nie może kontrolować rzetelności działania operatorów w inny sposób niż poprzez sięganie po dane osobowe ich użytkowników, to sprawa nabiera jeszcze większej rangi. Do argumentów dotyczących ograniczania wolności słowa poprzez arbitralne odcinanie stron dochodzi ryzyko inwigilacji. I to z najmniej spodziewanej strony - m.in. sanepidu - przestrzega ekspert.

Dołącz do dyskusji: Rząd szykuje szerokie blokowanie stron internetowych. „W projekcie jest zaszyta inwigilacja użytkowników sieci”

20 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiekz postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
er
Korea Północna nad Wisłą tuż-tuż...
odpowiedź
User
Gosc
Może i nad Wisłą tak, ale nad Odrą to już nie bardzo ,ktoś w końcu nie wytrzyma i powie pa pa.
odpowiedź
User
iop
iop bardzo Religijny ( niby religijny) Pis na dzień dobry zablokuje strony pornograficzne ;)
odpowiedź