„Bukmacher” robi ukłon w stronę fanów „Dwóch i pół”. Recenzja nowej komedii HBO Max
Chuck Lorre wyprodukował dla HBO Max nową komedię, w której wielbiciele sitcomu „Dwóch i pół” odnajdą aluzje do kultowego serialu z Charliem Sheenem w roli głównej. W produkcji oglądamy Sheena na drugim planie, aktor gra samego siebie, a dokładnie jakąś wariację na temat swojego wizerunku medialnego. Czy „Bukmacher” będzie hitem?
Chuck Lorre wie doskonale, że HBO Max dotychczas kojarzyło się bardziej z dramady (połączenie dramatu i komedii) niż sitcomami więc jego nowa produkcja, mimo że chętnie nawiązuje do dawnego hitu „Dwóch i pół”, stara się być serialem komediowym rozumiejącym nowe czasy. „Bukmacher” subtelniej niż kultowy sitcom producenta żartuje ze zmieniającej się rzeczywistości i unika pisania historii bohaterów grubą kreską. Gdyby chcieć podsumować co widzimy w dwóch premierowych odcinkach, należałoby powiedzieć, że to opowieść o dwóch facetach, którym nie jest zbyt wygodnie w ich własnej skórze, ale nie wiedzą, co innego mogliby robić w życiu niż egzekwować długi.
Hazard sportowy vs. nowe czasy
Głównym bohaterem jest Danny (w tej roli Sebastian Maniscalco), bukmacher starej daty z Malibu, który zakłady od klientów zapisuje ołówkiem, a windykacja nie wychodzi mu ostatnio najlepiej, bo ulega płaczliwym opowieściom o problemach, rodzinach, utracie pracy. Sam ma to sobie za złe, ale dzień, w którym go poznajemy, sprawi, że zamiast zarobić jakiekolwiek pieniądze, będzie je w różny sposób tracił. Współpracuje z nim Ray (Omar J. Dorsey), dawniej sportowiec, a jedyne czego ma obecnie w nadmiarze to dzieci z różnymi kobietami i wspomnienia o dawnych, dobrych czasach gdy jego kariera nabierała rozpędu. Teraz pracuje jako ochroniarz bukmachera i nie ma pomysłu na ciąg dalszy. Za dużo czasu spędza na rozmyślaniu o zmieniającym się świecie.
Serial jest lekką komedią, w której towarzyszymy Danny’emu i Rayowi podczas ich wizyt u klientów i perypetii wpisanych w tę działalność. Jednym ze stałych klientów jest Charlie Sheen. Spotykamy go w nietypowym miejscu i nietypowym towarzystwie. Lorre nawiązał do jednego z bardziej popularnych odcinków „Dwóch i pół” i poza Sheenem zatrudnił do serialu kogoś, kto występował również w sitcomie. Dla fanów „Dwóch i pół” będzie to miała niespodzianka, dla widzów nieznających serialu, nic nieznaczący epizod.
Czy warto obejrzeć?
„Bukmacher” to komedia jakich wiele, do obejrzenia i zapomnienia. Jedyne co rzuca się w oczy, to fakt, że tym razem Lorre łagodnie obszedł się z Charliem Sheenem i dał mu szansę na występ w serialu, zamiast uśmiercać jego postać, jak miało to miejsce w przypadku „Dwóch i pół”. Sheen nie jest już tym samym aktorem komediowym co kiedyś, widać, że problemy życia prywatnego odcisnęły na nim piętno. Dawny imprezowy Charlie Harper ze swoim humorem i błyskotliwością już nie wróci.
W ofercie HBO Max z łatwością można znaleźć lepsze seriale, ale jeśli ktoś szuka czegoś „do kotleta”, to „Bukmacher” będzie w sam raz. Można się zastanawiać, dlaczego takie produkcje trafiają na platformy streamingowe zamiast do telewizji ogólnodostępnych, gdzie łatwiej znajdą swoją widownię. Decyzje włodarzy Maxa coraz bardziej zaskakują i wygląda na to, że zmierzamy w stronę, gdzie jakościowe seriale HBO będą tylko wspomnieniem.
Pozostaje mieć nadzieję, że czwarty sezon „Detektywa” z Jodie Foster w roli głównej zrehabilituje Maxa w oczach jego subskrybentów.
Dwa pierwsze odcinki serialu „Bukmacher” dostępne są w ofercie HBO Max.
Dołącz do dyskusji: „Bukmacher” robi ukłon w stronę fanów „Dwóch i pół”. Recenzja nowej komedii HBO Max