Bohaterowie, których nie polubicie. Recenzja nowości Polsat Box Go zatytułowanej „Grzechy sąsiadów”
Polsat cały czas eksperymentuje z gatunkami nowych seriali, które wprowadza do swojej streamingowej oferty. Poza komediami (jak dość kuriozalni „Teściowie”, czy bardziej udany „Rafi”) widzowie mogą liczyć na kryminały i thrillery. Niedawna nowość zatytułowana „Krew” z główną rolą Vanessy Aleksander była propozycją udaną i zdecydowanie wykraczającą poza typową ofertę stacji. „Grzechy sąsiadów”, które zadebiutowały w ofercie Polsat Box Go 15 grudnia, to adaptacja bestsellerowego thrillera holenderskiej autorki kryminałów - Saskii Noort. Czy serial zapisze się na liście jakościowych produkcji obok „Krwi”?
W tym przypadku sprawa jest bardziej skomplikowana. „Krew” to solidne rzemiosło oparte na sprawdzonym irlandzkim formacie z wyrazistą rolą Vanessy Aleksander. Aktorka sprawiła, że serial spełnił obietnicę daną nam w pierwszym odcinku. Naszą recenzję „Krwi” znajdziecie tutaj. „Grzechy sąsiadów”, w reżyserii Borysa Lankosza, mają kilka problemów, których nie da się zignorować. Pierwszym z nich jest obsada. Poznajemy bohaterów mieszkających na prestiżowym podwarszawskim Osiedlu Słonecznym. Jedną z par tworzą Judyta (Marta Żmuda Trzebiatowska) i Szczepan (Sebastian Fabijański), mieszkający na Słonecznym wraz z synem Kubą. Druga to Ewa (Marianna Zydek) i Piotr (Michał Żurawski) spodziewający się swojego pierwszego dziecka i szukający nowego domu dla powiększającej się rodziny.
Uciążliwe sąsiedztwo
Judyty i Szczepana raczej nie polubicie. Ona jest słodką, uroczą, idealną trenerką fitnessu, pozornie rozsiewającą wokół samo dobro i bezinteresowność, a on policjantem, typem maczo z włosami zafarbowanymi na blond, rzucającym bon motami wprawiającymi w zażenowanie. Napisana grubą kreską para bohaterów wzbudza niezamierzony efekt komediowy. Aktorsko ten duet wypada najsłabiej na tle Michała Żurawskiego i Marianny Zydek.
Marta Żmuda Trzebiatowska po raz kolejny gra taką samą postać, nieco tandetnej, przemiłej sąsiadki z sercem na dłoni, która w ciągu sekundy przełącza się z rozpaczy w pożądanie i odwrotnie. Daje to efekt kuriozalny i sprawia, że trudno uwierzyć tej bohaterce. Taki rodzaj zmiany emocji i nastroju u postaci obserwujemy na ogół w operach mydlanych rządzących się swoimi prawami (Judyta w jednej minucie rozpacza z powodu tragedii sąsiedzkiej, w drugiej flirtuje wesoło z mężem i inicjuje seks). Scenariusz szwankuje w kilku miejscach, ponieważ rozpoczyna wątki i tematy, które do końca nie znajdują swojego rozwiązania, jak np. obsesyjne podejście Judyty do macierzyństwa. Warsztat aktorski Żmudy Trzebiatowskiej nie udźwignął zwłaszcza dramatycznych scen, gdy jej postać konfrontuje się z sąsiadami, wygłasza wręcz do nich orędzie. Ze Szczepanem jest jeszcze gorzej. Sebastian Fabijański ponownie gra nieznośnie irytującego cwaniaka, którego nie chcielibyście mieć w swoim sąsiedztwie. Mocnym kontrastem jest wspomniane już małżeństwo, czyli Ewa i Piotr, wypadający bardziej wiarygodnie, mimo że oni z czasem też pokażą eskalujące emocje i wzbierającą w nich frustrację, wściekłość. Zwłaszcza u Piotra będzie to widoczne w ostatnich odcinkach.
Trudno stwierdzić, czy Żmuda Trzebiatowska i Fabijański dobrze się czują w takich rolach, które już wcześniej odgrywali i dlatego chętnie je przyjmują ponownie. Niestety przez to wpadają w szufladkę i nie sposób nie uśmiechnąć się z przekąsem, gdy po raz kolejny oglądamy Fabijańskiego jako kozaka zastraszającego każdego, kto się nawinie. Widziałam to w pierwszym sezonie „Belfra”, podobnie też wypadł w „Odwilży”, a jak wiadomo aktor takich ról na koncie ma znacznie więcej. Niestety daje to efekt karykatury. Trzecią parę małżeńską tworzą Liliana (Jowita Budnik) i Kacper (Mirosław Baka). O tych postaciach dosyć długo wiemy niewiele, ale jak już dostają swoje pięć minut, to przerażają.
Zbyt długa ekspozycja
Serialowi doskwiera zbyt długa ekspozycja nieprowadząca do zawiązania akcji głównej. Wiemy, że nowi sąsiedzi pojawiają się na osiedlu, mają za sobą tragiczne doświadczenie, ale mimo to, zawierają znajomości, próbują odnaleźć się w swoim niedawno kupionym domu, jednak w pierwszych trzech odcinkach nic konkretnego z tego nie wynika. Dopiero w czwartym odcinku następują jakieś wyłomy w pozornie idealnym życiu na Osiedlu Słonecznym. To sporo czasu, żeby się zniechęcić i zrezygnować z serialu, który nie mówi, jaki kierunek obiera. Nie znaczy to, że „Grzechy sąsiadów” są kompletnie nieudane. Relacje między sąsiadami są na tyle obiecujące, że chcemy dowiedzieć się, o co chodzi Lilianie i Kacprowi, dlaczego są tak ponurzy i milczący, nawzajem się upokarzają, a ostatecznie skazani są tylko na swoje towarzystwo. Brakuje rozwinięcia dla historii Kacpra, nie dowiadujemy się, co nim od początku motywowało.
Budowa serialu przypomina hit HBO sprzed kilku lat zatytułowany „Wielkie kłamstewka” z Reese Witherspoon i Nicole Kidman. Tam również każdy kolejny odcinek zaczyna się od przesłuchania. W „Grzechach sąsiadów” jest podobnie. Wiemy, że stało się coś złego i potencjalni świadkowie odpowiadają na pytania policji, a potem cofamy się w retrospekcjach do akcji głównej, która ma nas doprowadzić do tego wydarzenia.
Tajemnice sąsiadów
Zanim jednak dowiemy się, co potencjalnie może spowodować konflikt sąsiedzki, obserwujemy głównie warstwę obyczajową – pracę Judyty na osiedlu, Kacpra lubiącego zaglądać innym przez okna i Szczepana, nieidealnego glinę, dość często „integrującego się” z tymi, których powinien doprowadzać do aresztu. Wszyscy mają jakieś tajemnice, co z kolei przypomina kultowy już serial „Gotowe na wszystko”. Na Wisteria Lane także każdy miał coś do ukrycia, jedni większe grzeszki, inni mniejsze słabości. Ciekawym momentem jest obnażenie obłudy polskiej religijności i ceny, jaką płacą za nią rodziny. Obsesje, nie tylko religijna, ale i ta dotycząca macierzyństwa stanowią ważny filar scenariusza.
„Grzechy sąsiadów” powoli się rozkręcają, ale to ten rodzaj serialu, który wciąga, ponieważ opowiada wielowątkową historię różnych bohaterów. Liliana „uwięziona” w domu, oglądająca świat przez szybę, pozornie wydaje się najmniej interesująca, ale przecież zwykle to takie bohaterki mają najciekawsze historie do opowiedzenia. Tak było w przypadku „Krwi” i odcinka, w którym bohaterka grana przez Małgorzatę Foremniak dostaje swoje pięć minut. To już drugi w tym roku serial, gdzie oglądamy Mirosława Bakę w roli nieprzyjemnego, burkliwego typa. Za pierwszym razem był to „Belfer”. Pisałam wówczas, że czekam na serial z główną rolą Baki. „Grzechy sąsiadów” to jeszcze nie jest ten moment, ale aktor dostaje całkiem sporo czasu antenowego więc to dobra okazja, żeby obejrzeć ulubionego aktora w czymś nowym. Wydaje się jednak, że potencjał Kacpra nie znalazł w scenariuszu odpowiednio dużo miejsca do rozwinięcia historii tej postaci.
Czy warto obejrzeć?
Serial rozwarstwia się, co nie jest wadą, ponieważ poza tajemnicami Szczepana, jego nieczystymi zagrywkami w pracy, dostajemy też sekrety Ewy i Piotra, którzy ewidentnie nie chcą opowiadać światu o pewnym mężczyźnie mającym wpływ na ich życie. Dostajemy więc thriller, serial obyczajowy i momentami komedię (to akurat niezamierzona zasługa Sebastiana Fabijańskiego). Mimo wszystkich wad, wielbiciele thrillerów powinni dać szansę „Grzechom sąsiadów”, bo to kolejny krok Polsatu w stronę oferty premium. Dla fanów Pawła Małaszyńskiego, to też dobra okazja, żeby zobaczyć aktora w małej, ale zapadającej w pamięć roli.
Serial „Grzechy sąsiadów” zadebiutował 15 grudnia na Polsat Box Go. Co piątek będzie pojawiał się kolejny odcinek. Całość liczy ich dziesięć.