Szefowa komunikacji i promocji NBP zarabia 49,6 tys. zł miesięcznie. „Takich wynagrodzeń nie ma nawet wśród prezesów agencji PR”
Miesięczne wynagrodzenie Martyny Wojciechowskiej, szefowej komunikacji i promocji w Narodowym Banku Polskim w wysokości blisko 50 tys. zł jest kilka razy wyższe niż pensje ekspertów PR na najwyższych stanowiskach w agencjach czy korporacjach - komentują dla Wirtualnemedia.pl szefowie agencji public relations.
W środę Narodowy Bank Polski ujawnił przeciętne wynagrodzenia swoich dyrektorów i ich zastępców. Obligowała go do tego podpisana w tym tygodniu przez prezydenta RP nowelizacja ustawy o NBP.
Z informacji udostępnionych przez bank wynika, że przeciętna pensja miesięczna szefowej departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej wynosiła w ub.r. dokładnie 49 563 zł brutto. Dwóch jej zastępców w ub.r. odpowiednio 26 754 i 30 833 zł miesięcznie.
Po ponad 40 tys. zł brutto - ale mniej niż dyrektor komunikacji i promocji - zarabiali też w NBP szefowie kilku innych departamentów: innowacji finansowych (44 971 zł), prawnego (47 331 zł), kadr (42 890 zł), analiz ekonomicznych (43 176 zł), badań ekonomicznych (40 838 zł), stabilności finansowej (41 104 zł), statystyki (40 366 zł), a także dyrektor gabinetu prezesa NBP (42 760 zł).
Podane stawki obejmują wszystkie składowe wynagrodzenia: stawkę zasadnicze, dodatki chorobowe i zasiłki, premie, nagrody, i dodatkowe wynagrodzenie roczne.
Prezes NBP Adam Glapiński zarabiał w ub.r. średnio 63 tys. zł miesięcznie. Glapiński pełni tę funkcję od czerwca 2016 roku, został powołany na 6-letnią kadencję.
NBP krytykowany za wysokie pensje dwóch dyrektorek
Nowelizacja ustawy o NBP została zaproponowana przez posłów po tym, jak pod koniec grudnia ub.r. „Gazeta Wyborcza” podała, że Martyna Wojciechowska, dyrektor departamentu komunikacji i promocji w NBP, może zarabiać na tym stanowisku nawet 65 tys. zł miesięcznie. Oszacowano to na podstawie oświadczenia majątkowego za 2016 rok, które Wojciechowska złożyła jako radna - zarobiła wtedy 392 tys. zł, przy czym na szefową pionu awansowała w NBP w sierpniu 2016 r.
Martyna Wojciechowska jest w NBP dyrektorem departamentu komunikacji i promocji. Departament ten – zgodnie z opisem zamieszczonym na stronie internetowej banku - odpowiada za: kreowanie polityki informacyjnej NBP oraz tworzenie i realizacęa strategii marketingowej banku.
Do jego zadań należy m.in. prowadzenie działalności informacyjnej NBP skierowanej do środków masowego przekazu, bieżące kontakty z mediami, analizowanie doniesień medialnych na temat NBP oraz udzielanie odpowiedzi, wyjaśnień i komentowanie publikacji prasowych w tym zakresie. Departament odpowiada również za prowadzenie internetowych serwisów informacyjnych i edukacyjnych NBP, promowanie dorobku intelektualnego banku i jego pracowników, koordynację działań z zakresu komunikacji wewnętrznej, organizację przedsięwzięć marketingowych, tworzenie spójnego systemu identyfikacji wizualnej oraz obsługę redakcji wydawnictwa „Bank i Kredyt”.
Warto w tym miejscu zauważyć, że w ciągu ostatniego roku – co można wnioskować z analizy komunikatów prasowych NBP – bank nie miał na koncie szczególnie szeroko zakrojonych działań promocyjnych. Wydano wiele okolicznościowych monet, żadnej dużej kampanii reklamowej nie było.
W lipcu poinformowano, że NBP rozpoczyna projekt „My Polacy 1918-2018”, upamiętniający 100 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. W jego ramach zaplanowano m.in. widowisko muzyczne.
Tutaj warto przypomnieć, że bank musiał wycofać plakat promujący widowisko „Wolność we krwi” - francuska ilustratorka Malika Favre oskarżyła instytucję o plagiat, określając jej działanie jako bezwstydne.
Większa część komunikatów prasowych banku dotyczyła w ub.r. np. posiedzeń RPP, inflacji, aktywów rezerwowych itp.
Z kolei w ostatnich tygodniach NBP pojawiał się często w publikacjach prasowych, ale w nie najlepszym kontekście. Po pierwsze w materiałach nawiązujących właśnie do zarobków Martyny Wojciechowskiej. Po drugie - w materiałach o tym, jak bank chce zablokować publikacje „Gazety Wyborczej” o prezesie Adamie Glapińskim. Ostatecznie sąd wniosek NBP odrzucił.
W branży PR nie ma takich pensji
Szefowie agencji PR nie kryją zaskoczenia poziomem wynagrodzenia, jakie w NBP otrzymuje szefowa komunikacji i promocji. Są zdziwieni, że osoba na takim stanowisku w tego rodzaju instytucji zarabia tak dużo.
Dużo - bo jak podkreślają - te zarobki przekraczają kilkukrotnie poziom wynagrodzeń na wysokich stanowiskach w agencjach PR czy działach komunikacji komercyjnych firm.
Z opublikowanego jesienią 2017 roku przez Związek Firm Public Relations raportu wynika, że najwięcej zarabiają osoby kierujące firmami (w randze CEO/prezes) - przeciętne wynagrodzenie wynosi na tym stanowisku 22,2 tys. zł miesięcznie. Pensja członka zarządu wynosi 18,8 tys. zł, a osoby na czele działu lub departamentu 13 tys. Z kolei team manager z ponad pięcioletnim doświadczeniem, zrządzający kilkuosobowym zespołem, może liczyć średnio na 11,2 tys. zł na miesiąc.
- Pani dyrektor Departamentu Komunikacji w NBP zarabia zatem niemal 4-krotnie więcej, niż jej odpowiednik w agencji PR. Podaję przykład agencji ponieważ pochodzi z transparentnego i jawnego raportu organizacji branżowej. Ale jeszcze ważniejsze jest to, że przykład z ZFPR odzwierciedla pensję, której wysokość jest weryfikowana przez rynek, a więc i kompetencje jakie musi mieć dyrektor ds. PR. Jest to zatem benchmark miarodajny i wiarygodny, choć pochodzi z badania chyba najlepiej płacących agencji w naszym kraju. Oczywiście znam przykłady z korporacji, gdzie dyrektor ds. PR zarabia zarówno mniej, jak i więcej, niż owe agencyjne 13 tys. zł, ale tam także pensja weryfikowana jest przez rynek pracy. Czy tak jest w przypadku NBP? Nie wiem, choć bardzo wątpię. Moje wątpliwości rozwiałaby np. wiedza, czy w NBP rozpisywany jest konkurs na tak intratne stanowisko - podkreśla Adam Łaszyn, szef Alert Media Communications.
By zwrócić uwagę na absurdalnie wysokie zarobki Martyny Wojciechowskiej w NBP zwraca uwagę, że w USA przeciętna miesięczna pensja dyrektora ds. PR to 6 939 dolarów, czyli ok. 26,3 tys. zł (według payscale.com). - Zatem poziom zarobków dyrektora ds. komunikacji w NBP od amerykańskiego specjalisty ds. PR wymagałby …dwukrotnie wyższych kompetencji, niż średnie w USA, ojczyzny nowoczesnego PR. Ponownie pytanie - jak z tym jest w NBP? Jak weryfikowane są te kompetencje? - zastanawia się nasz rozmówca.
Dodaje, że nie słyszał też o polskich PR-owskich pensjach korporacyjnych w okolicach 50 tys. zł miesięcznie. Adam Łaszyn nawet nie spodziewałby się takich zarobków w korporacjach komercyjnych, nawet w dużych międzynarodowych firmach obecnych w Polsce. - Odrębny temat to spółki Skarbu Państwa, ale to temat rzeka sam w sobie związany szerzej z kwestią kryteriów prowadzenia w nich polityki kadrowej. Zwłaszcza obecnie. Przy czym zaznaczę, że bardzo chciałbym, aby polscy PR-owcy zarabiali jak Pani Wojciechowska. I wszystkim tego szczerze życzę. Jako pracodawca muszę jednak chłodno stwierdzić, że jeszcze długo nie będzie to możliwe w normalnych realiach rynkowych. Myślę zresztą, że nie tylko w Polsce - podsumowuje Adam Łaszyn.
Martyna Wojciechowska dotychczas nieznana w PR
Podobnie uważa Szymon Sikorski, CEO agencji Publicon. - Zarobki dyrektorów z NBP są rażące dla branży. Nie dlatego, że uważam, że osoby odpowiedzialne za komunikację nie powinny dużo zarabiać - co to, to nie. Na ludziach odpowiedzialnych za PR i komunikowanie ciąży bardzo duża odpowiedzialność, jest to stresująca praca, często kosztująca "dużo zdrowia". Jednakże o pani dyrektor Wojciechowskiej jako o ekspercie - a nieźle znam rynek - usłyszałem dopiero ostatnio. Polityczne synekury są skandaliczne - czy to w piarze, czy w zarządach, czy radach nadzorczych. Pani dyrektor zarabia więcej niż 99,9 proc. procent branży, co dla ekspertów jest ciosem w policzek. I odechciewa się uczyć, pracować, budować dialog. Po co - jak wystarczy być wiernym politrukiem? Ręce opadają. Nie dziwię się, że moi młodsi koledzy z branży sektorem publicznym i polityką się ... brzydzą. To też obraża dziennikarzy - którzy trochę stoją po drugiej stronie barykady. Nie wiem, ile tekstów i godzin trzeba by pisać, by wyrobić taką pensję. Nie wiem. Smutne to i motywujące do tego, by dbać o transparentność w sektorze publicznym, którą wszyscy powinniśmy wspierać. Bo nikt nie negowałby takiej pensji, o ile osoba potrafiłaby kompetencyjnie wybrnąć motywując, dlaczego zasługuję. To jedyny argument jaki zobaczyliśmy to służalcza wierność - analizuje Sikorski.
NBP reklamuje tylko papiery dłużne
Jakub Bierzyński, CEO OMD Poland odnosząc się do zarobków szefowej komunikacji w NBP przytacza raport o wynagrodzeniach w bankach komercyjnych firmy Hays Polska. Wynika z niego, że poziom wynagrodzenia dyrektor działu komunikacji NBP drastycznie odbiega od obowiązujących na rynku stawek.
- Dyrektor działu banku komercyjnego zarabia około 25 tys. zł. Porównując pensje trzeba wziąć pod uwagę fakt, że NBP nie prowadzi zaawansowanych działań marketingowych, reklamowych ani z dziedziny PR, nie prowadzi bowiem działalności komercyjnej ani dla przedsiębiorstw ani dla prywatnych konsumentów. Działania promocyjne ograniczają się do reklamy papierów dłużnych Skarbu Państwa, lecz są one bardzo ograniczone finansowo. NBP praktycznie nie posiada budżetu marketingowego i obowiązki dyrektora działu komunikacji z natury są bardzo ograniczone - zwraca uwagę Bierzyński.
- Trudno porównać pensje NBP z branżą PR, bo mało jest twardych danych. O ile wiem, takie zarobki na stanowisku szefa komunikacji w wielkich korporacjach w Polsce zdarzają się, ale rzadko, i wówczas wymagania są bardzo wysokie, nie tylko co do wiedzy, doświadczenia i umiejętności ale przede wszystkim co do efektywności. Wynagrodzenie 50 tys. zł w instytucji takiej jak bank narodowy, który powinien mieć bardzo rozwiniętą nie tylko funkcję informacyjną, ale i edukacyjną, i ponosi ogromną odpowiedzialność za słowo, uznałbym za godziwe, gdyby za tym szły odpowiednie efekty. NBP nigdy nie słynął z dobrej, profesjonalnej komunikacji, więc z tego punktu widzenia każde wynagrodzenie można by uznać za zbyt wysokie - komentuje z kolei w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Piotr Czarnowski, szef agencji First PR.
W USA średnia pensja miesięczna to 17 tys. zł
Zdaniem Anny Garwolińskiej, szefowej agencji Glaubicz Garwolińska Consultants publikacja takich danych powoduje budowę benchmarku, od którego będzie można określać poziom fee. W rozmowie z Wirtualnemedia.pl ekspertka przyznaje, że jest absolutnym zwolennikiem wysokiego wynagrodzenia ludzi zajmujących się komunikacją, zwłaszcza mających 10-15 lat doświadczenia w zawodzie i mających na swoim koncie osiągnięcia w najtrudniejszej części biznesu, jakim jest zarządzanie w sytuacjach kryzysowych. - Nie zauważyłam, aby ta Pani takie doświadczenie miała a i w czasie kryzysu specjalnie się nie popisała. Swego czasu były robione badania wynagrodzeń w agencjach i nie przypominam sobie, aby któryś z szefów takie pensje sobie wypłacał. Szefowie firm są zazwyczaj w zarządach, wiec odpowiedzialność prawna jest nieporównywalna - podkreśla Anna Garwolińska.
Przemysław Barowicz, partner w agencji Alfa Communications przywołuje dane o zarobkach w USA – tam w 2017 roku roczna mediana wynagrodzenia w sektorze PR wynosiła 59,3 tys. dolarów, a więc w przeliczeniu około 213 tys. zł. rocznie, czyli ponad 17 tys. zł miesięcznie.
- Mówimy tu o zarobkach w kraju wysoce rozwiniętym, w którym także koszty życia są wyższe niż w Polsce. W związku z tym, pensja na poziomie 50 tys. zł. na stanowisku dyrektora ds. komunikacji, w firmie prywatnej, państwowej, czy instytucji publicznej w Polsce, jest nieadekwatna do zakresu odpowiedzialności, a co więcej - z punktu widzenia społecznej przyzwoitości oraz siatki płac w polskiej gospodarce - nieuprawniona. Dodatkowy niesmak budzi fakt, że tak wysokie zarobki pobiera osoba, która nie ma wystarczającego doświadczenia w zakresie komunikacji korporacyjnej, zarządzaniu sytuacją kryzysową, czy public affairs, które jest kluczowe, aby dbać o reputację tak ważnej instytucji jak NBP - twierdzi nasz rozmówca.
Dołącz do dyskusji: Szefowa komunikacji i promocji NBP zarabia 49,6 tys. zł miesięcznie. „Takich wynagrodzeń nie ma nawet wśród prezesów agencji PR”