Sąd nie chce uchylić tajemnicy bankowej ws. weksli Kamila Durczoka, prokuratura odwołała się
Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił wniosek prokuratury o zwolnienie z tajemnicy banku, na rzecz którego Kamil Durczok złożył 10 la temu weksle o wartości ponad 2 mln franków szwajcarskich. Była żona Durczoka zawiadomiła prokuraturę, że na wekslach podrobiono jej podpis.
Postępowanie dotyczące weksli wystawionych przez Kamila Durczoka w 2009 roku prowadzi Prokuratura Regionalna w Katowicach, do której w lipcu br. pełnomocnicy Marianny Dufek, byłej żony Durczoka, złożyli zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Podobne zawiadomienie skierował bank dysponujący wekslami.
Chodzi o weksle złożone przez Kamila Durczoka jako zabezpieczenie kredytu na zakup nieruchomości. Jeden z nich opiewa na 2,03 mln franków szwajcarskich, a drugi na ponad 300 tys. zł. W dokumentach dziennikarz zobowiązał się, że w razie niespłacania kredytu 5 lipca 2019 roku uiści na rzecz banku całą wskazaną kwotę. Jako poręczająca wskazana została Mariannę Dufek, na obu dokumentach jest jej podpis.
W lipcu bank na podstawie weksla skierował do Dufek wezwanie do zapłaty. Wtedy była żona Durczoka złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. W zeznaniach podkreśliła, że nie była obecna przy sporządzaniu weksli i nie podpisywała ich, a przed otrzymaniem pisma z banku nie wiedziała w ogóle, że te dokumenty zostały wystawione.
Sąd odmówił uchylenia tajemnicy bankowej
Katowicka prokuratura w ramach postępowania skierowała do Sądu Okręgowego w Warszawie (tam mieści się bank, na rzecz którego Kamil Durczok wystawił weksle) wniosek o zwolnienie z tajemnicy bankowej. Jak poinformował w piątek „Super Express”, sąd nie przychylił się do wniosku.
- Sąd zarzucił prokuratorskiemu wnioskowi w tej sprawie ogólnikowość i niewskazanie konkretnych osób, które miałyby złożyć zeznania - opisała prokurator Ewa Bialik, rzeczniczka Prokuratury Krajowej. Z drugiej strony sąd przyznał, że dopiero po analizie dokumentów z banku będzie można wskazać osoby, które należy przesłuchać w tej sprawie.
Prokuratura ocenia, że decyzja sądu jest wewnętrznie sprzeczna, i odwołała się od niej do Sądu Apelacyjnego. Ten nie wydał jeszcze rozstrzygnięcia.
Kamil Durczok nie został przesłuchany w tej sprawie ani nie skomentował jej publicznie. Prokuratura Regionalna w Katowicach na razie nie postawiła żadnych zarzutów, prowadzi postępowanie w sprawie, a nie przeciw komuś. W sierpniu zapowiedziała, że podpis Marianny Dufek na wekslu zostanie zbadany pod kątem autentyczności przez biegłego grafologa.
Zgodnie z art. 310 par. 1 Kodeksu karnego porobienie podpisu „podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności”.
Prokuratura analizuje też inny wątek w tej sprawie: możliwe działanie na szkodę banku poprzez niezachowanie wymaganych procedur dotyczących wystawienia i przechowywania weksli.
Durczok jechał po pijanemu, nie został aresztowany
26 lipca Kamil Durczok spowodował kolizję na autostradzie A1 w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Był pijany, w wydychanym powietrzu miał 2,6 promila alkoholu, a we krwi miał śladową ilość substancji psychotropowych.
Dziennikarz został zatrzymany przez policję usłyszał dwa zarzuty: prowadzenia samochodu w stanie nietrzeźwości oraz wywołania bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. Po wytrzeźwieniu został przesłuchany przez prokuratora, przyznał się tylko do jazdy po pijanemu.
Sądy obu instancji oddaliły wniosek prokuratury o tymczasowe aresztowanie Durczoka. Wyznaczono inne środki zapobiegawcze wobec dziennikarza: poręczenie majątkowe (Sąd Apelacyjny podwyższył je z 15 do 100 tys. zł), dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.
Trzy dni kolizji, zaraz po posiedzeniu sądu pierwszej instancji rozpatrującego wniosek o jego tymczasowe aresztowanie, Kamil Durczok wygłosił krótkie oświadczenie, zezwalając na publikację w mediach swojego wizerunku w kontekście sprawy.
- Bardzo, bardzo wszystkich przepraszam. Wszystkich, którzy we mnie wierzyli i mi ufali. To są dla mnie bardzo trudne dni. Mam pełną świadomość, że to, co się wydarzyło, jest karygodne. Ani przez moment nie zaprzeczałem faktom , które zgromadziła policja i prokuratura - stwierdził Durczok. - Pozostaje mi przeprosić widzów, internautów, czytelników. Przede wszystkim chciałbym przeprosić moich najbliższych, bo zostali narażeni na infamię, cierpienia, na które w najmniejszym stopniu nie zasłużyli - dodał.
Według ustaleń „Super Expressu” w czasie przesłuchania w prokuraturze Durczok poinformował, że wracał samochodem z Władysławowa, gdzie przez cztery dni pili z bratem różne alkohole. Zaraz przed wyjazdem wypił jeszcze dwa piwa.
Podał też powody kilkudniowego pijaństwa: długi spór sądowy z tygodnikiem „Wprost”, trudny rozwód z żoną oraz problemy zdrowotne, wskutek których w połowie lipca przez kilka dni miał być hospitalizowany, ponadto brał leki na serce. - Szukałem rozluźnienia w alkoholu. Całe moje życie legło w gruzach. Moja psychika jest w rozsypce - powiedział Durczok. Przyznał, że zdaje sobie sprawę z konsekwencji jazdy po pijanemu. - To mój największy błąd, bardzo mi wstyd. Jestem świadomy końca kariery - stwierdził.
>>> Praca.Wirtualnemedia.pl - tysiące ogłoszeń z mediów i marketingu
Durczok wygrał i przegrał z „Wprost” w sądzie, zamknął Silesion.pl
Procesy sądowe Kamila Durczoka z „Wprost” (wydawanym przez PMPG Polskie Media) dotyczą publikacji tygodnika z lutego 2015 roku. W kilku tekstach zarzucono Durczokowi mobbingowanie i molestowanie podlegających mu pracowników „Faktów” (głównie kobiet), powołując się na anonimowych informatorów. W jednym artykule opisano pobyt dziennikarza w mieszkaniu znajomej, w którym interweniowała policja, a na zdjęciach pokazano jego rzeczy osobiste.
Po publikacji pierwszego z tych tekstów TVN powołał komisję wewnętrzną, która po rozmowach z wieloma pracownikami ustaliła, że w redakcji „Faktów” były trzy przypadki stosowania mobbingu i molestowania. Nie wskazano, że sprawcą był Kamil Durczok, ale jednocześnie za porozumieniem stron rozwiązano z nim umowę, a poszkodowanym zapłacono rekompensatę.
Durczok w pozwie przeciw wydawcy i dziennikarzom „Wprost” domagał się przeprosin i 2 mln zł odszkodowania. W procesie jako świadkowie zeznawało wielu obecnych i byłych pracowników TVN, m.in. dziennikarze oraz Adam Pieczyński, członek zarządu firmy kierujący pionem informacyjnym.
W maju ub.r. Sąd Okręgowy w Warszawie w całości oddalił pozew Durczoka. „Wprost” poinformował o tym w artykule promowanym na okładce, zaznaczając, że w trakcie procesu była pracownica TVN potwierdziła, że dziennikarz proponował jej seks, przy czym użył nieco innych słów niż te zacytowane w artykule tygodnika. - Sąd dał jej wiarę, bo uznał (na podstawie raportu komisji TVN oraz zeznań innych świadków), że Durczok w podobnie niestosowny sposób zachowywał się także wobec innych pracownic - zaznaczono w tygodniku.
Durczok wygrał natomiast proces dotyczący artykułu o pobycie w mieszkaniu znajomej. W pozwie domagał się publikacji przeprosin na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach „Wprost” oraz 7 mln zł zadośćuczynienia. W maju 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł o zamieszczeniu przeprosin we wskazanej formie i zapłacie 500 tys. zł. Wydawca tygodnika złożył apelację, a sąd drugiej instancji w kwietniu ub.r. utrzymał wyrok w zakresie przeprosin, obniżając kwotę zadośćuczynienia do 150 tys. zł.
W lutym br. „Wprost” zamieścił przeprosiny w zasądzonej formie. Przy czym tygodnik ukazał się z podwójną pierwszą stroną, na drugiej zamiast przeprosin pojawiło się pytanie do Durczoka: „Sąd ustalił: Molestował! Dlaczego nie przeprasza ofiar?”.
- Tak się kończą kłamstwa i oszczerstwa. Oczywiście WPROST już wyje i tłumaczy, że przeprasza ale nie przeprasza, bo inny proces wygrał. Niczego nie wygrał! - skomentował to Kamil Durczok na Twitterze. - Więcej: to smutna wiadomość - Wprost nie rozróżnia wyroku prawomocnego od nieprawomocnego. Ale ich musi boleć - dodał.
W TVN Kamil Durczok pracował w latach 2006-2015, wcześniej przez 13 lat był związany z Telewizją Polską. W obu firmach prowadził najważniejsze programy informacyjne i niektóre publicystyczne, w TVN był dodatkowo szefem „Faktów”.
Po rozstaniu z tym nadawcą i upływie 1,5-rocznej okresu zakazu konkurencji Durczok uruchomił swój serwis internetowy Silesion.pl dotyczący głównie regionu śląskiego. Początkowo w redakcji pracowało ponad 20 osób, zapowiadano relacje z wykorzystaniem dronów. Na początku kwietnia br. serwis przestał być aktualizowany, a pod koniec miesiąca definitywnie zniknął z sieci. Eksperci z branży internetowej komentowali dla Wirtualnemedia.pl, że prawdopodobnie przy sporych kosztach bieżących nie osiągał odpowiednich wpływów reklamowych, bo nie przyciągnął internautów na stałe ciekawymi treściami.
Od zamknięcia Silesion.pl Kamil Durczok pozostaje nieaktywny w mediach społecznościowych, wcześniej regularnie komentował wydarzenia polityczne i zamieszczał treści z życia prywatnego.
W październiku 2016 roku Durczok zaczął prowadzić cotygodniowy program publicystyczny w Polsat News - najpierw „Durczokrację”, a potem „Brutalną prawdę. Durczok ujawnia”. Ze stacją rozstał się z końcem 2017 roku.
Dołącz do dyskusji: Sąd nie chce uchylić tajemnicy bankowej ws. weksli Kamila Durczoka, prokuratura odwołała się