Żądza pieniądza organizatorów zabija festiwal reklamowy Cannes Lions (opinie)
Cannes Lions to wciąż wielkie święto reklamy. Dla kogoś kto zjawia się tam po raz pierwszy to bez wątpienia nowe doświadczenie. Takie wydarzenie to doskonała okazja do networkingu i działań biznesowych. To co zabija ten festiwal, to żądza pieniądza organizatorów, którzy za możliwość takiego networkingu każą sobie płacić horrendalne sumy. To powoduje, że Cannes zamienia się na festiwalowy tydzień w Babilon - komentują dla Wirtualnemedia.pl menedżerowie z polskich agencji reklamowych.
W tym roku festiwal reklamowy w Cannes odbywał się po raz 64. Zgłoszeń do konkursu było nieco mniej niż rok temu, jednak uczestników tej branżowej imprezy stale przybywa.
Po raz pierwszy od kilku lat pod adresem Cannes Lions Festival padło wiele krytycznych uwag, przede wszystkim z ust szefów największych holdingów reklamowych świata. Punktem zapalnym była informacja Arthura Sadouna, CEO Publicis Groupe, że agencje należące do tej grupy nie będą przez najbliższy rok brać udziału w żadnych branżowych konkursach, targach czy konferencjach (w tym również w przyszłorocznym festiwalu reklamy w Cannes). Firma chce zaoszczędzone w ten sposób środki przeznaczyć na uruchomienie nowej platformy Marcel.
Martin Sorrell, szef WPP stwierdził, że Cannes Lions jest zbyt kosztowną imprezą i może warto zastanowić się nad zmianą lokalizacji tego wydarzenia. Inni z kolei podnosili zarzut, że impreza przestaje być świętem kreatywności i reklamy, a służy jedynie robieniu interesów i zarabianiu pieniędzy.
Menedżerowie z polskich agencji dostrzegają zmiany, jakie zachodzą w tej imprezie, ale oceniają festiwal zdecydowanie mniej krytycznie.
Atmosfera łącząca wieczór Oscarowy z ekskluzywną imprezą na Ibizie
Emilia Ciasnocha, communication&business director w Starcomie (Publicis Media) zwraca uwagę, że Cannes Lions to wciąż święto i wielkie wydarzenie dla branży reklamowej. - Być może nie jest atrakcyjne dla prezesa, CMO czy dyrektora marketingu, który jedzie tam po raz piąty, ale do Cannes stale przyjeżdżają przecież nowe osoby. Dla kogoś kto zjawia się tam po raz pierwszy, np. jako wyróżniony przez firmę pracownik jest to bez wątpienia nowe doświadczenie - zetknięcię z globalną branżą, „wielkim światem” w atmosferze łączącej wieczór Oscarowy z ekskluzywną imprezą na Ibizie - twierdzi Emilia Ciasnocha.
Jej zdaniem, żeby być na bieżąco z Best of the Best Cannes nie trzeba tam jechać. Najlepsze case’y można poznać jeszcze zanim rozpocznie się festiwal, bo to też jest elementem strategii promocyjnej zgłaszających. - Mamy dostęp do dziesiątek raportów i opracowań, które pomagają wyłowić kluczowe tendencje. Natomiast to co przyciąga na ten festiwal to na pewno aspekt networkingowy - możliwość poznania nowych ludzi, zetknięcia się z nowinkami, no i… światowymi gwiazdami popkultury, bo to wystąpienia z ich udziałem cieszą się największą frekwencją - podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Emilia Ciasnocha.
Przyznaje też, że wyjazd na festiwal reklamowy do Cannes to kosztowne przedsięwzięcie: wejściówka na festiwal to jedno, ale do tego dochodzą jeszcze koszty związane z tygodniowym pobytem w mieście, które do najtańszych nie należy. Trzeba liczyć co najmniej kilkanaście tysięcy złotych na uczestnika. - To zdecydowanie najdroższe wydarzenie w jakim Starcom bierze udział. Bezpośredniego zwrotu z tej inwestycji raczej nie ma, ale Cannes wzbogaca w nowe doświadczenia, działa inspirująco i motywująco - mówi ekspertka ze Starcomu.
I dodaje: - Cannes to tradycja. To i niewątpliwy urok tej miejscowości. Czy byłby to ten sam festiwal jakby go przenieść gdzie indziej? Na pewno inny, ale tradycję można przecież budować od początku, szczególnie, że żyjemy w czasach ciągłej transformacji. Niekoniecznie Londyn czy Berlin, bo to jednak miasta biznesowe, ale np. Monte Carlo czy Saint Tropez (żeby już daleko nie szukać) mogłyby się przyjąć równie dobrze, a może nawet wprowadziłyby przyjemną odmianę - uważa Emilia Ciasnocha.
Festiwal w Cannes to nie sedno działania
Dla Marcina Maja, business development directora/partnera w agencji H2O, wytykana organizatorom Cannes Lions komercjalizacja to bardzo naturalny rozwój sytuacji. - Każdorazowo takie wydarzenie to doskonała okazja do networkingu i działań biznesowych. Potencjalny klient może zobaczyć, na co agencje stać i na odwrót - agencja ma szansę pokazać się z jak najlepszej strony. Nie demonizowałbym zatem tego zjawiska, a raczej zastanowił się jak, je dobrze skanalizować, by zarówno ta bardziej kreatywna część uczestników, jak i ci nastawieni stricte biznesowo, mogli wyciągnąć dla siebie korzyści - uzasadnia Maj.
Uważa, że do lamusa można także włożyć twierdzenie, że nie bycie na Cannes Lions to nieistnienie w branży, bo to nie prawda. - Owszem - obecność tam daje szansę na budowanie świadomości marki agencji w bardzo szerokim, globalnym otoczeniu i koszt ponoszony, aby tam się znaleźć jest warty, bo zwrot z inwestycji może być naprawdę znaczący. Pamiętajmy jednak o tym, że dla każdego gracza kluczowy jest rynek lokalny, na którym funkcjonuje i z którego czerpie największe profity. I to o relacje na nim powinno się zadbać, traktując festiwal jako dodatkową możliwość, a nie sedno działania - stwierdza Marcin Maj w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Z kolei Sebastian Hejnowski, CEO MSLGroup na Europę Centralną i Wschodnią zwraca uwagę, że do Cannes w tym roku przyjechało więcej uczestników niż w poprzednim. - Ta tendencja jest stała i faktycznie festiwal jest zbyt duży, żeby go ogarnąć. Należy tam jechać z dokładnym planem tego co się chce zobaczyć i kogo spotkać. Niezależnie od przygotowania z pewnością wróci się do domu z wielką siłą inspiracji. Kreatywność nadal jest bardzo ważna na festiwalu, choć oczywiste jest, że na takich spotkaniach też robi się interesy - mówi Hejnowski.
Kamil Majewski, creative director w Saatchi&Saatchi IS Poland przypomina, że festiwal w Cannes odbywa się na wielu poziomach. - Ten przyziemny, w pałacu festiwalowym, gdzie ambitni ludzie sycą się wiedzą i inspiracją oraz napełniają tym, co najważniejsze – nadzieją, że „w przyszłym roku Ja!”. Z drugiej strony są hotelowe tarasy, na których przebywają prezesi i prezesi prezesów. Próżno ich szukać na wykładach, dla nich Cannes to gigantyczne pole golfowe, gdzie mogą załatwić biznes czy też porozmawiać z klientami, którzy w innych okolicznościach nie mieliby dla nich czasu. Czy to źle? - zastanawia się nasz rozmówca.
- Według mnie wcale nie, znacznie lepiej spotkać się pod canneńskim słońcem niż na telekonferencji z połączeniem, które się ciągle zrywa. To co zabija ten festiwal, to żądza pieniądza organizatorów, którzy za możliwość takiego networkingu każą sobie płacić horrendalne sumy. To powoduje, że Cannes zamienia się na festiwalowy tydzień w Babilon. Dlatego zmiana lokalizacji nic nie zmieni, poza tym że delegaci będą potrzebowali nieco czasu na sprawdzenie najlepszych knajp. I znalezieniu innego niż rose alkoholowego symbolu imprezy. Dla naszego wspólnego dobra dobrze więc, żeby nie była to Moskwa - stwierdza Kamil Majewski.
W tym roku pięć polskich agencji reklamowych miało w sumie kilkanaście nominacji do nagród Lwów na festiwalu w Cannes. Przywiozły stamtąd cztery statuetki: jedną srebrną i trzy brązowe. Rok temu nominowane były w 10 kategoriach i też przywiozły cztery Lwy: Złotego i trzy Brązowe.
Najwięcej, bo sześć nominacji zdobyła agencja FCB Warsaw za projekt „Smart Bell” dla Axa Polska. Nagrodzono go dwoma Lwami: Srebrnym w kategorii Lions Health-Health&Wellness oraz Brązowym w kategorii Radio.
Z kolei prace zgłoszone przez agencje 2012 oraz Bardzo znalazły się - każda z nich - na czterech shortlistach. Agencja 2012 zdobyła Brąz w kategorii PR za kampanię „Godzina jazdy na wózku” dla Akademii Auto Świat.
Agencja Bardzo została natomiast nagrodzona za reklamę dla Allegro pod hasłem „English for beginners” - Brązowym Lwem w kategorii Lions Entertainment.
Dołącz do dyskusji: Żądza pieniądza organizatorów zabija festiwal reklamowy Cannes Lions (opinie)
Każde zjawienie się gdziekolwiek po raz pierwszy jest nowym doświadczeniem.